ROZDZIAŁ 15

104 14 40
                                    

•— 𓅪 —•
| AYLA QUINN |

Gdy idę dzielnie przed siebie, nie patrzę w ziemię, a trzymam brodę pewnie i wysoko. Pilnuję się, byle nie ukazać krzty zawahania. Wyobrażam sobie, że obserwują mnie kamery. Nie krępują mnie. Ten film z mojego życia ma wiele scen, które warto podkoloryzować.

Na co komu wiedza, że jestem przerażona?

Na piętrze treningowym zaszły spore zmiany. Przerobiono je przez noc. Tam, gdzie dwa dni wcześniej prawie zginęłam, widzę podświetlony balkon, a na nim pełno rozbawionych ludzi. Na środku znajduje się stanowisko z wszelkimi możliwymi broniami. Przygotowano jeden tor z ruchomymi celami, chociaż teraz jest pusty. Wygląda na nówkę. To sprzęt, którego wcześniej nie używałam.

Zatrzymuję się przed balkonem organizatorów. Dzieli nas pokaźna przestrzeń, dlatego muszę przedstawić się bardzo głośno, żeby ktokolwiek zwrócił na mnie uwagę. Nie jest to konieczne, bo wystarcza, że wpadam w oko Markusa Vickersa i cała reszta, upomniana głośnym chrząknięciem, także skupia się na pracy. Głos staje mi w gardle, nim w ogóle rozchylam wargi, żeby wypowiedzieć swoje imię.

Przypuszczałam, że stracę rachubę, gdy zobaczę wreszcie tatę, ale przesyt związanych z naszym spotkaniem uczuć mnie przerasta. Odruchy podpowiadają mi, żebym podbiegła do niego, przytuliła się na powitanie i wróciła do swoich zajęć, ale momentalnie przypominam sobie, że przybyłam do Kapitolu w zupełnie innym celu.

Seneca wychodzi spomiędzy pozostałych oceniających. Zajmuje swoje siedzisko w pierwszym rzędzie. Nie uśmiecha się do mnie, za co jestem mu bardzo wdzięczna, bo gdyby to zrobił, definitywnie nie dałabym rady opanować nerwów. Splatam dłonie za plecami, zaczęły się niepotrzebnie trząść.

— Ayla Quinn Crane — odzywam się. — Dystrykt Drugi.

— Podczas treningu do twojej dyspozycji są stanowiska rzemieślnicze oraz hala bitewna. Tegoroczni trybuci mają przywilej testowania wersji beta nowej technologii treningowej — Vila Cardew wyręcza Senekę, odpowiadając za niego. Dziękuję kiwnięciem głowy za udzielone informacje. — Liczymy, że twój występ będzie godny uwagi. Zapraszamy do prezentacji. Niech los ci sprzyja.

Wybieram halę. Próbuję pozbyć się z głowy wszystkich myśli i skupić wyłącznie na zadaniu. Przeglądam noże. Wybieram dwa, które najbardziej przypasowują mi w chwycie i przechodzę do stanowiska treningowego. Ciekawi mnie, czym dokładnie jest ta nowa technologia.

Kusi mnie okropnie, aby popatrzeć w kierunku balkonu. Podświadomie liczę, że ujrzę choćby najmniejszy pokrzepiający grymas czy gest ze strony mojego taty, ale on tak wczuł się w swoją poważną rolę, że nie zdziwiłabym się, gdyby spytany, czy jestem jego córką, odpowiedział: nie.

Na czas Igrzysk niektóre rodziny przestają istnieć.

Waham się, który poziom trudności wybrać, a panel oferuje wiele możliwości. Najrozsądniej byłoby wcisnąć łatwy albo średni, i udawać, że męczę się do bólu. Nie pozwala mi na to moja wewnętrzna ambicja, dlatego w przypływie nagłej odwagi dotykam prędko poziomu zawodowego i wybieram największą liczbę przeciwników, a także tryb leśny, choć nawet nie wiem, co dokładnie mnie czeka.

W pomieszczeniu zapada cisza, gdy sprzęt wydaje z siebie mechaniczny odgłos, a sama ustawiam się na linii startu. Muszę przejść na środek pola, gdzie na podłodze pojawia się czerwona kropka. Hala ma kształt okręgu, wokół którego znajdują się przezroczyste, hartowane ściany. Wznoszę gwałtownie wzrok, zaskoczona, kiedy zasuwa się nade mną sufit.

Komputerowy głos rozpoczyna odliczanie od pięciu w dół; przymykam powieki, a kiedy zaciskam mocniej broń, czuję, jak moja górna warga drga w przypływie wojowniczego nastawienia. Otwieram oczy na dźwięk startu. Spodziewam się ujrzeć zwykłego treningowego manekina, który zostanie zrzucony na mnie z nieba, ale mylę się okropnie.

THE SONG OF LUNATICS | THG [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz