•— 𓅪 —•
| AYLA QUINN |Drugi dzień treningów mija bez większych kłopotów. Victoria nie pojawia się na zajęciach, a Hero tłumaczy nieobecność siostry prywatną sesją treningową z Cashmere. Co ciekawe, bo rano, zanim życzyliśmy sobie udanego dnia i pognaliśmy w swoje strony, Dustin przyznał, że mentorka Jedynki także uczestniczy w spotkaniach ze sponsorami. Łatwiej mi wierzyć mojemu sąsiadowi niż przygłupowi z Jedynki.
A na miano przygłupa Hero naprawdę zapracowuje słusznie, bo — dla zyskania uwagi albo zabicia nudy — obiera sobie na cel udręczenie dwunastolatka z Szóstki. Bardzo bawi go dźganie dzieciaka strzałą po nogach, kiedy chłopiec próbuje zejść ze ścianki wspinaczkowej, i nagabuje Royce'a, żeby wlazł na sam szczyt, bo inaczej go nie przepuści. Moi koledzy, którzy aktualnie plotą wraz ze mną następne sieci, kiedy robimy sobie przerwę od zgrywania niemot na ringu, także nie wyglądają na zadowolonych, że Hero wprowadza strach wśród młodszych trybutów.
To jeszcze nie ta pora.
Nawiązuję również wyczekiwaną nić porozumienia z chłopakiem z Dwunastki. Od chwili, gdy tylko wyszłam z windy, tłumaczy się za wczoraj. Przyjmuję wszystkie przeprosiny, a głównie dlatego, że mamy do załatwienia ważniejszą sprawę.
Sojusz.
To jest istotna rzecz, szczególnie, że mój konkurent, Leo Vettis, jeńców nie bierze i uszczelnia własne szeregi. Rozmawiał rano z Summer, co nie było elementem żadnego ze znanych mi planów. Zatrzepotał swoimi długimi rzęsami, poczarował pięknymi oczami, o zarzucie blond grzywką nie wspominając, i już myśli, że przejmie moją tajną broń. Po mojej śmierci, a prędka nie będzie. Uznaję więc, że skoro gra nie jest taka krystalicznie czysta, sama także zacznę uderzać w jego grupę.
Ale to, niestety, na proste nie wygląda.
Gdy pozwalam, żeby Lamar pomógł mi zawiązać skomplikowany węzeł, odrywam co rusz wzrok od jego dłoni i koncentruję się na Hero. Chłopca z Czwórki irytuje, że nie patrzę, co robi. Gdy przesuwa przypadkiem palcami po mojej skórze, prosząc z ciężkim zipnięciem, żebym zabierała swoje ręce, bo wszystko utrudniam, klepię tylko Lamara po ramieniu, sugerując, żeby działał swoje i się mną nie przejmował. Nie w głowie mi sznurki, chociaż z chłopakami spędzam znośny czas.
Potrzebuję odpowiedzi na ważne pytanie — czy atakując w pojedynkę, bez swojej upiornej siostry, Hero dalej będzie zgrywał kozaka, czy to on stanie się zwierzyną łowną?
Wpadam na pewien pomysł.
— Chłopaki — odzywam się szeptem. — Mam plan. Musicie coś zrobić.
— Nie przyniosę tobie jabłek — odzywa się Lamar — bo dostanę własną karę, a nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek kary. Szanuję się. Podaj sznurek.
Wykonuję odruchowo polecenie.
— Jak śmiesz myśleć, że chcę wykorzystać ciebie w taki koszmarny sposób? — denerwuję się. Lamar odbiera ode mnie rzecz. Nie zdejmuję z niego urażonego wzroku.
— Poprosiłaś o to, tego tu, kloca — wypomina mi, wskazując kciukiem Riley'a. Usta Dwunastki opuszcza przeciągły jęk. Obraził się za obelgę. — Odmówił. Uczynię to samo.
— Nie chcę jabłek! — piszczę. Wskazuję brodą ściankę wspinaczkową. — Mój plan zakłada, że pójdziecie go uspokoić. Powiedzcie Hero, żeby spadał od Royce'a. To jest plan — dyktuję. Hero trąca chłopca strzałą. — Zagnębi tego młodziaka.
— Twój cel — oświadcza Lamar, cytując klasyczną śpiewkę. Przewracam oczami. Moje wielkie zagrożenie rozgryzło mnie do tego stopnia, aby pamiętać, że każda moja oferta zawiera mój własny zysk. — Nie pójdę bez świadomości twojego celu.
![](https://img.wattpad.com/cover/286566106-288-k761955.jpg)
CZYTASZ
THE SONG OF LUNATICS | THG [1]
Ficção Científica❝STRZEŻ SIĘ MILCZĄCYCH.❞ Po spektakularnym zwycięstwie Siedemdziesiątych Pierwszych Igrzysk Głodowych Dustin Asa, w otoczce niepewności, traumy i niewyobrażalnych wymagań, wraca do Kapitolu, aby mentorować swoim następcom. W wyniku nieoczekiwa...