•— 🂱 —•
| DUSTIN ASA |Dzień szósty zaczyna się gorzej niż piąty.
Widok Cardew o bladym świcie, to jedno. To, że budzę się, czując w gałach obce łzy, to drugie. To, że od samego rana myślę o swoim ojcu, to trzecie i chyba dla mnie najmniej zrozumiałe. Gdy spędzam więc czas w towarzystwie, które nie rozpieszcza mojego wewnętrznego mordercy, próbuję to sobie jakoś ułożyć i wyjaśnić. Dlaczego Kaden zaprząta moje myśli, do tego w taki sposób, że jedyne, na co mam ochotę, to naprawdę rozryczeć się jak Mica, gdy zedrze sobie kolano?
Robisz sobie krzywdę, Dusty.
Przymykam gwałtownie powieki, gdy wypuszczam powietrze ze świstem. W klatce piersiowej narasta mi ucisk. Ledwie dzisiaj oddycham. Zaczynam się zastanawiać, czy nie złapałem jakiegoś choróbska. Kto wie, może mnie gdzieś zatruli? Jestem skory wierzyć we wszystko. Nawet herbata zdaje się smakować samą cytryną, a zwykle vixitrol dodaje jej słodkiego posmaku. Przypominam sobie jednak, że zrobiłem coś niemądrego. Dosypałem do niego również rozgniecionej edetany. To wiele wyjaśnia.
Nie czuję się dobrze. I wcale nie dlatego, żeby nękał mnie jakiś kac. Nie wypiłem wczoraj nie wiadomo ile, ale zrobiłem sporo innych, znacznie gorszych dla mojego stanu zdrowia rzeczy, co wyjaśniałoby to samopoczucie. Także więc — owszem, kac mnie męczy. Ale chyba moralny.
Najchętniej wróciłbym do apartamentu, zamknął za sobą drzwi i nie pokazywał się ludziom przez najbliższe dni. Wiem jednak, że to niemożliwe. Finnick nie pozwoli mi żyć. I, co trzyma mnie tutaj najmocniej, walczę dla Ayli i Leo, żeby nie wykończyli się przez takie głupoty jak zbolała głowa.
Niech to już się skończy.
— Cześć.
Jeszcze tego mi było potrzeba.
Johanna Mason musi być strasznie pechową dziewczyną. W każdym razie, pechową, gdy chodzi o nawiązywanie kontaktu z moją osobą. Tak jak ostatnio nie trafiła w dobrą porę do zacieśniana przyjaźni, tak i dzisiaj nie mam ku temu nastroju. Pamiętam jednak, że ostatnim razem zachowałem się nieszczególnie przyjemnie, więc wypadałby przyjąć choćby neutralne podejście. Czemu niby ma obrywać za to, że sam — jak to uroczo ująłem — włażę świadomie do cudzych zagród w chlewie życia?
— Cześć — odpowiadam. Odsuwam dłoń od twarzy. Posyłam Johannie słaby uśmieszek na powitanie. To niewiele, ale zawsze coś. — Przepraszam. Nie mam dzisiaj nastroju do życia towarzyskiego.
Stojąca przede mną Johanna unosi brew, zaskoczona, ale prędko przywołuje mniej przejęty wyraz twarzy. Macha zbywająco dłonią. To ciekawa reakcja. Dziewczyna podchodzi do mnie. Nie wbija mi nachalnie w przestrzeń, ale przystaje po mojej lewej i także opiera się tyłem o bufet. Kieruje wzrok w wiszące na ścianie ekrany, więc robię to samo.
— Nie przyszłam na towarzyskie pogawędki — przyznaje. — To znaczy, miałam to w zamiarze, ale raczej chodzi o ważniejsze sprawy — wyjaśnia. Żłopię dalej herbatę. — O Summer, dokładniej.
— Znalazła się? — podpytuję. Johanna potrząsa przecząco głową. Splata przed sobą ramiona, a potem wyznaje:
— Widać ją na planszy. Jej numer. Ale nigdy nie robią na nią ujęć. Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu i nikt nie chciał się do tego przyznać.
— Ruszyła się chociaż z miejsca?
Johanna ponawia kiwnięcie głowy. Minę ma nietęgą. To fakt, że Summer nie bywała często na ekranie, odkąd odczepiła się od sojuszu Jedynki i Dwunastki. Sądziłem, że zwyczajnie nie oglądałem akurat fragmentów, na których przewijała się dziewczynka z Siódemki, ale najwyraźniej sprawa jest poważniejsza.
CZYTASZ
THE SONG OF LUNATICS | THG [1]
Ciencia Ficción❝STRZEŻ SIĘ MILCZĄCYCH.❞ Po spektakularnym zwycięstwie Siedemdziesiątych Pierwszych Igrzysk Głodowych Dustin Asa, w otoczce niepewności, traumy i niewyobrażalnych wymagań, wraca do Kapitolu, aby mentorować swoim następcom. W wyniku nieoczekiwa...