•— 𓅪 —•
| AYLA QUINN |Już nie wiem, co myśleć.
Najlepiej w ogóle przestałabym to robić, puszczając się na żywioł i pozwalać decydować za siebie genowi przetrwania. Może to jest klucz do tego wszystkiego. Zatracić ludzkie odruchy, a oddać się temu, z czym walczymy od tysięcy lat, na co spisujemy zakazy i nakazy. Jeśli nasz gatunek jest tak wysoko rozwinięty, po co w ogóle nam jakiekolwiek reguły? Czy nie powinniśmy być wystarczająco domyślni, żeby wiedzieć, jakich rzeczy nie wolno robić drugiemu człowiekowi?
Gdy pod powiekami widzę portrety martwych trybutów, uzmysławiam sobie, że chyba jednak nie jest z nami tak dobrze, jak sobie wmawiamy. Wystarcza to miejsce. Pozbawiające nas tego wszystkiego, co wpajali od dziecka bliscy. Czemu jednak to głosy Akademii okazują się silniejsze? Czemu podoba mi się filozofia, w którą zawierzył ogół, a nie te prywatne lekcje moich rodziców? Czy moja prawdziwa strona dokonuje wyborów, jakie zwyczajnie bardziej oddają charakter? A może wręcz przeciwnie — może doskonale zdaję sobie sprawę, że to, co mówiła moja mama i mój tata nie sprawi, że przeżyję?
Tutaj. Czy gdziekolwiek.
Nie kradnij. Nie buntuj się. Nie krzycz. Nie wchodź nikomu w drogę. Nie wystawiaj się na zagrożenie. Nie chodź nigdzie sama. Nie oddal się od domu. Nie rycz. Nie narzekaj. Nie mów tego, co myślisz. Nie zachowuj się tak, jak chcesz. Uśmiechaj się niezależnie od pogody. Nie rób tego, co chcesz.
Nie bądź wolna.
Otaczam mocniej nogi ramionami, kiedy podciągam je wyżej i opieram brodę o swoje kolana. Dziesiątki głosów rozbijają się echem wewnątrz mojej głowy, a mnie trudno zdecydować, za czyimi radami powinnam podążać. Co będzie właściwie. I czy nie to mnie gubi? Chyba tak. Co jest słuszne, Ayla — myślę, i myślę. I domyślić się nie mogę.
Akademia nauczyła mnie odruchów. Rodzice tego, na co powinnam uważać. Nikt nie nauczył mnie jednak, co robić, gdy będę już sama. Porywam się na wiatr jak głupia żaglówka, ale w gruncie rzeczy — sama nie panuję nad tym, dokąd zaprowadza mnie podmuch. Po prostu płynę, i kończę tutaj. Z dwójką kolesi, którzy wcale mniej się nie gubią.
Jesteśmy koszmarnie przerażeni. Nawet w takim czarującym miejscu, jakim okazuje się lawendowa łąka, jesteśmy tylko głupimi trybutami, czekającymi na decyzje organizatorów. Bawią się nami. Nieważne, gdzie nie spędzaliśmy czasu, patrzyli na nas jak na swoje zabawki. A może nie zabawki — jak takie małe szczeniaki, którym wystarczy rzucić głupią piłkę, a one gnają za nią na oślep, dopadają do niej i przewracają się na plecki. A głupia kulka nadal się toczy. My biegniemy za nią, mało razy lądowaliśmy na ziemi? Patrzą się na nas. I rżą pod nosami.
Opowiedzcie, co was tak bawi. Pośmiejemy się razem. To, że siedzę, mam kryzys nocny, jakiego nie zaznałam od początku wejścia na Arenę, to, że Leo zryczał się przez sen i stoi teraz na moście, gapiąc się w rzekę, a może to, że Lamar drąży nożem dziurę w glebie i milczy od dobrych kilku godzin. Pośmiejmy się z tego. I tego, że gdzieś w lesie, dopiero co odebrano ciało Summer. I to ma być śmieszne? Nie. Poza Areną dzieje się coś innego.
Nastała nuda, bo nie robimy nic, co dostarczyłoby emocji. Siedzimy, użalamy się nad sobą. Gramy w gladiatorów. My się bijemy, a oni decydują. Tata opowiadał mi kiedyś, że takie zabawy były kiedyś bardzo popularne. Co prawda, niewiele się od niego dowiedziałam, czy i wtedy dzieci ganiały za sobą z włóczniami i mieczami, dla uciechy ogółu, ale nie zaprzeczył, żeby podobne zjawisko nie miało miejsca. Ale nie do tego zmierzam. To jest chyba normalne, że ludzie znajdą sobie rozrywkę, w której można spisywać kogoś na straty i dopingować zwycięzcę. Powiedział mi coś znacznie gorszego.

CZYTASZ
THE SONG OF LUNATICS | THG [1]
Science Fiction❝STRZEŻ SIĘ MILCZĄCYCH.❞ Po spektakularnym zwycięstwie Siedemdziesiątych Pierwszych Igrzysk Głodowych Dustin Asa, w otoczce niepewności, traumy i niewyobrażalnych wymagań, wraca do Kapitolu, aby mentorować swoim następcom. W wyniku nieoczekiwa...