ROZDZIAŁ 6

167 21 67
                                    

•— 🂱 —•
| DUSTIN ASA |


Historia dzieje się na naszych oczach...

Przejęty ton relacjonującego wydarzenia Caesara Flickermana sprawia, że wspomnienia w mojej głowie nabierają intensywności swych smętnych barw. Wracam jedną nogą na Arenę. Deszcz po drugiej stronie ekranu pozostawia po sobie chłód na mojej skórze. Kitty Plinth wpatruje się w martwego trybuta Dystryktu Czwartego. Przesuwa gniewnie dłońmi po swojej twarzy, rozmazując cieknącą z ran krew. Poturbował ją. Widzowie najpewniej nie są w stanie zdzierżyć, że po niemal trzech tygodniach zabawy na Arenie, pięknej trybutce jest bliżej do Lunatyka niż księżniczki Kapitolu.

Nim odchodzi od zwłok i znika w lesie, aby ukryć się przed pogodą, Kitty kopie Uriela w biodro. Grzmot skutecznie zagłusza krzyki. Odpłaciła się. Szkoda, że nie mogłem jej dopomóc. Zrozumiałaby, że nie zamierzałem oderwać się z własnej woli od sojuszu.

Pocieram odruchowo dłonią ramię. Oprócz przeszywających mnie ciarek, czuję bawełniany materiał bluzki. Poprawiam się na kanapie.

— Bała się? — dopytuje Ayla. Przytakuję. Dodaję, że baliśmy się wszyscy czworo, a szczególnie, kiedy każde zostało samo, bo organizatorzy rozrzucili nas po przeciwnych krańcach Areny. — Dlaczego wróciłeś z Riverem do dziewczyn? Pokonałbyś go w walce w ręcz — uznaje Ayla. — Miałbyś o przeciwnika mniej w Wielkim Finale.

— Nie uczą nas w Dwójce grania w pojedynkę — odpowiadam, żeby rozbić kłąb myśli. — Mówią nam, że dzięki sojuszom dojdziemy do finału. Szkoda tylko, że zawsze pomijany jest ten szczegół, że wciąż pozostaje jeden Zwycięzca. Jako trybuci myślimy, że chodzi o wzmożoną siłę ataku, grając wspólnie z innymi, ale po fakcie robimy tym przysługę organizatorom, bo Zawodowcy dają na koniec popis swoich talentów. Dobrze więc, gdy cały komplet dotrwa końca.

— Czyli, tak w sumie, to wróciłeś do Kitty, bo widziałeś, że jedziecie na tym samym wózku — uznaje nagle. — Gdy została sama spadła w rankingu.

— Poniekąd — mamroczę. Nie zostawiłbym Kitty na stracenie. Nie takie szybkie, w każdym razie. Lojalnych sojuszników się nie opuszcza. — Nie wpadlibyśmy na to, że organizatorzy roztrzaskają sojusz Zawodowców. Nigdy tak nie robiono. Nie chciałem, żeby Kitty zginęła przez winę naszych trenerów, bo zostaliśmy słabo przygotowani.

— To nie trenerzy ją zabili, Dustin — przypomina obojętnie. — To byłeś ty.

— Racja — mamroczę. — To byłem ja — przyznaję się. Zsuwam się na swoim miejscu. Wbijam wzrok w ekran, czując na sobie wnikliwe spojrzenie Ayli. — Musiałem.

— Przykro mi.

Niczego więcej nie dodajemy.

Nie drążę dalej tematu Kitty. Wystarczy, że widzę ją co chwilę na ekranie. Goni za trybutką z Trójki. Miała na koniec najlepsze żniwa. Louisa trzyma się dłonią za przedramię. Zgodnie z planami organizatorów, pędzi w kierunku Rogu Obfitości. Komentatorzy wzdychają przejęci. Dziewczyna upada twarzą w błoto, tuż po tym, gdy złapana za włosy przez Kitty, potyka się o swoje nogi. Plith siada na plecach trybutki i płynnym ruchem podcina jej gardło.

Nie delektuje się ofiarą tak, jak zwykle. Nie ma to czasu. Kitty zwraca na coś uwagę. Marszcząc czoło, rozgląda się w skupieniu. Otwiera szeroko oczy. Sięga pędem po plecak martwej dziewczyny i przerzuciwszy go przez ramię, kontynuuje szaleńczą drogę w kierunku Rogu.

O nie! — piszczy Caesar. — Czy to to, o czym myślę?!

Przecież to za wcześnie! — dodaje swoje Claudius. — Jeszcze nie zapadł zmierzch! Co takiego szykują organizatorzy...?

THE SONG OF LUNATICS | THG [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz