•— 𓅪 —•
| AYLA QUINN |Mała Summer ucieka w podskokach. Chociaż uratowała tyłki moje i Leo, nie ufa na tyle naszej wdzięczności, żeby zostać i uczcić to wspólnym toastem. Ma rację, bo gdy tylko ją widzę, wyraz mojej twarzy tężeje tak gwałtownie, że gdybym była podłączona do prądu, cała sieć padłaby w sekundę. Summer ma szczęście, że kiedy szarpię się w odruchu w jej stronę, Leo przytrzymuje mnie mocniej za ramiona.
— Złapiemy ją. Nie ucieknie daleko — mamrocze chłoak, rzuciwszy pełne niezrozumienia spojrzenie w kierunku Siódemki. Trybutka chowa się w leśnej gęstwinie. Na tej wysokości Areny drzewa są mieszane, a coraz wyższe zarośla utrudniają nam obserwację całego terenu. — Patrz — dodaje. Unosi czerwoną od spodu dłoń, kiedy zdejmuje ją z mojej ręki. — Zraniłaś się.
— Ty też — mamroczę. Klepię go lekko w bok, tam, gdzie krew sączy się nieprzyjemnie. Leo aż się ugina. Chyba tego nie zauważył. Marszczy brwi, kiedy dotarłszy na płyciznę, woda przestaje zalewać jego zadrapania po zmiechu. — Mam nadzieję, że nie był jadowity.
Leo kiwa tylko głową, również podzielając moje zmartwienie. Dopiero gdy mój sojusznik zabiera swoje ręce, dociera do mnie już poważnie, że naprawdę był skory stanąć w mojej obronie. Aż tak mu zależy, żeby dobić Hero grupowo? Dziękuję mu słabym grymasem czegoś, co miało przypominać uśmiech, ale wychodzi kiepsko.
Uciekam z wody. Czułam w kościach, że to nie skończy się dobrze. Omijam szerokim łukiem zmiecha. Cofam się jednak, żeby wyciągnąć z jego czaszki topór. Siląc się i trudząc, rozglądam się zobojętniałym wzrokiem. Nikt nie musi wiedzieć, że szukam desperacko Lamara, a nie kalkuluję ryzyko pojawienia się następnego zmiecha.
— Pomogę — proponuje Leo. Jest spokojny i to mnie okropnie irytuje. Jakim cudem on to wszystko znosi? Oprócz załamki po Ariel, ani razu nie pokazał, żeby czegoś się obawiał. Jak przy nim wypadam? Czy ludzie widzą mnie jako ostatnią mimozę? Po tych cholernych momentach, gdy pozwoliłam sobie liczyć na innych, wyglądam naprawdę słabo.
Szarpię gwałtownie ręką. Moje gardło opuszcza wściekły jęk. Topór ustępuje, ale zapominam, że wciąż stoję w wodzie po pas. Tracę równowagę. Wpadam z chlupotem do rzeki. Przerażenie już mnie nawiedza. Łapię odruchowo wdech, co jest poważnym błędem, bo ogarnia mnie większa panika. Oczy i nos okropnie mnie bolą. Podoba mi się tylko jedno — to jak cicho jest pod wodą.
Ktoś wsuwa nagle ręce pod moje pachy, a potem wyciąga mnie mocnym ruchem na powietrze. Kaszlę jak głupia, próbując złapać wdech. Przecieram odruchowo powieki palcami, a kiedy mrugam, nie wiem, czy widzę tak kiepsko przez łzy, czy niechcianą kąpiel.
— Czy to test? — śmieje się Leo. — No wiesz, lojalności? Przecież mówiłem, że popilnuję, żeby ci się skrzydełko nie zamoczyło!
— Puszczaj mnie — denerwuję się.
— Uratowałem ci tyłek — zauważa. — Znowu. Trochę wdzięczności.
Zupełnie jakby zapomniał, kto puścił go wolno przy Rogu Obfitości. Zachowuję to dla siebie. Chłopak zwraca moją przestrzeń. Jest za bardzo ubawiony jak na kogoś, kto ledwo uszedł z życiem. Może tak reaguje na stres? To dla mnie nowość. Zwykle, kiedy sama okropnie się boję, czuję, że jedyne, co mnie zalewa, to złość i szukająca ujścia agresja. Racząc Leo mało przyjaznym wzrokiem, rozplatam mokre włosy, skoro już nastała okazja, żeby trochę je odświeżyć. Kusi mnie, aby złapać za nóż i nieco je przyciąć, ale obawiam się, że dostanę za to po głowie od moich stylistów. Muszę przemyśleć to ryzyko.
— Nie prosiłam o pomoc — przypominam.
— Nie? — parska. Na karku czuję jego śmiech, trochę gorzki, ale wciąż niepoprawnie radosny. Otwieram szeroko oczy, kiedy czuję, jak Leo otacza mnie bez ostrzeżenia ramionami w pasie. Pozbawiając mnie stabilności gruntu, dodaje złośliwie:
![](https://img.wattpad.com/cover/286566106-288-k761955.jpg)
CZYTASZ
THE SONG OF LUNATICS | THG [1]
Ficção Científica❝STRZEŻ SIĘ MILCZĄCYCH.❞ Po spektakularnym zwycięstwie Siedemdziesiątych Pierwszych Igrzysk Głodowych Dustin Asa, w otoczce niepewności, traumy i niewyobrażalnych wymagań, wraca do Kapitolu, aby mentorować swoim następcom. W wyniku nieoczekiwa...