•— 𓅪 —•
| AYLA QUINN |Tupot moich kroków obija się echem od ścian, gdy pędzę ile sił w nogach przed siebie. Uważam na każdy stopień. Nie mogę się teraz potknąć. Nie zjadę po nich na samo dno. Nie będę pośmiewiskiem. To nie jest dobry moment, żeby popełnić choćby najmniejszy błąd. Muszę się trzymać.
Koniec z pomyłkami. Będę najlepsza. Nie — będę perfekcyjna. Ideały nie posiadają uszczerbków. Zaciskam więc mocno dłoń na katanie. Po drodze zrzucam plecak. Już się nie przyda. Wzięłam z niego wcześniej wszystko, czego na dany moment potrzebuję. Uzbroiłam się po uszy, więc nie martwię się brakiem środków do walki. Przeraża mnie tylko opcja, że moi przeciwnicy dopadną swoich ulubionych narzędzi.
Na to jednak nie pozwolę.
Tracę Leo z oczu. I to podoba mi się najmniej. Wiem tyle, że krzyczy do mnie, abym biegła szybciej, bo Hero i Victoria są już w połowie drogi na schodach. Działa to na mnie niczym zapalnik. Dziewczynę widzę po swojej lewej. Ledwie nadąża za swoim bratem. W Hero odpalił się tryb mordercy. Nie reaguje w ogóle na głos siostry i szczerze mówiąc, poniekąd go rozumiem. Dopiero gdy Leo woła mnie trzeci raz po imieniu, sama także mrugam jak nakręcona powiekami, żeby popatrzeć na swojego kolegę.
Wskazuje przestrzeń po prawej. Dostrzegam noże. Przydadzą się. Zostały mi ledwie dwa. Nie wiem jednak, za czym rozgląda się Leo. Przewraca w skrzynkach. Wołam do niego, żeby chwytał za miecz, bo Hero wbiega na ścieżkę, równając się ze mną wysokością. Odpowiada, że ma taktykę. W głowie zapala mi się lampka. W umyśle dudnią mi słowa Brutusa. Nie trzymaj go na dystans. Dosłownie. Jest świetny w walce oszczepem.
Oszczep. No, przecież. Zgubił go na początku. Leo otrzymał niepowtarzalną okazję, żeby zaskoczyć Hero, bo przecież szkolenie trybutów Dwójki nie uczy dzieci walki charakterystycznej dla Jedynki. Znamy ją w teorii, mniej w praktyce.
Przyśpieszam. Chłopak z Jedynki ma dłuższe nogi, więc pokonuje prędzej drogę. I chociaż go nie prześcignę, wiem, jak go spowolnię. Chwytam za nóż. Gdy nasze ścieżki zaczynają się do siebie zbliżać, wiele się nie zastanawiam. Biorę porządny zamach, a następnie cisnę ostrzem w kierunku Victorii. Nie trafiam w nią, ale pisk przerażenia, który opuszcza usta dziewczyny, wystarcza, żebym kupiła Leo więcej czasu. Hero zastyga, prawie potykając się o własne buty. Upewnia się, co z jego siostrą, a mnie udaje się dobiec spokojniej do mojego sojusznika.
Łapię Leo za fraki. Dławię się powietrzem, kiedy zasadza mi odruchowo z łokcia w brzuch. Nie spodziewał się, że dorwę go pierwsza. Całe szczęście, że zachowuje trochę rozwagi i nie atakuje mnie nożem. Wyciągam go ze środka Rogu Obfitości, żeby było nam prościej uciec.
— Zdurniałeś? — wydzieram się na niego. W oczach Leo pojawia się cień paniki. Rozgląda się, wciąż szukając broni. Chwytam go stanowczo za ramiona. — Hej. Patrz na mnie — odzywam się.— Dasz radę, tak? Dasz radę — motywuję go. — Nie potrzebujesz oszczepu. Umiesz walczyć w ręcz. I to świetnie. Pamiętasz? Pokonałeś inne bachory.
— Tak. Wiem — zipie ciężko. — Ale nie z nim. Rozjechałem kolano. Zresztą, to wielkie bydle.
To problem, którego się obawiałam. Co mogę jednak poradzić? Nie naprawię mu tej nogi. Hero delikatniejszy w walce nie będzie. Jedyne, co może Leo podnieść na duchu, to jakieś minimum wiary w jego osobę. Nie dziwię się, że trochę podupadła, skoro Dustin prezentami go za wiele nie uraczył.
— Zaciskasz zęby. I się trzymasz — to nie prośba, to polecenie. Podnoszę z ziemi miecz Leo. Wciskam rzecz w ręce chłopaka. — Będę obok.
— Na pewno?

CZYTASZ
THE SONG OF LUNATICS | THG [1]
Science Fiction❝STRZEŻ SIĘ MILCZĄCYCH.❞ Po spektakularnym zwycięstwie Siedemdziesiątych Pierwszych Igrzysk Głodowych Dustin Asa, w otoczce niepewności, traumy i niewyobrażalnych wymagań, wraca do Kapitolu, aby mentorować swoim następcom. W wyniku nieoczekiwa...