27

2.3K 127 133
                                    

- Lila już wszystko wiesz? - usłyszała za sobą, przez co wywróciła oczami i niechętnie odwróciła.

- Moi przyjaciele i narzeczony mieli wypadek, więc to logiczne, że jestem jedną z pierwszych osób, które się o tym dowiedziały - powiedziała bez emocji.

- Co z nimi? - zapytała Luiza.

- Żyją i stan jest stabilny - odparła - Michał może mieć operacje, ale to nic poważnego.

- Ja pierdole, ale się porobiło - westchnęła bezsilnie - Dobrze, że ja z nimi nie jechałam - zaśmiała się cicho, na co Lila zmarszczyła brwi.

- Nie ma tu z czego się śmiać - powiedziała, widząc, że dziewczyna średnio się tym wszystkim przejęła.

- Próbuje rozładować atmosferę - prychnęła - Bo jakoś tak spięta jesteś - spojrzała na nią podchodząc do niej - Nie jest ci zimno?

Dopiero teraz Lila zdała sobie sprawę, że wyszła na dwór w samej bluzie, przez co przeklęła cicho.

- Jest, dlatego wracam do środka - odparła i nawet nie czekając na jej odpowiedź, wyminęła ją sprawnie i zaczęła iść w stronę wejścia.

- Lila - usłyszała jeszcze, przez co zirytowana odwróciła się do niej twarzą - Musisz przebrać spodnie, bo chyba ubrudziłaś się krwią - odparła beztrosko.

- Co? - wypaliła i automatycznie złapała się za brzuch.

Przez to wszystko nie czuła nawet żadnego bólu, który dotarł do niej dopiero teraz. Okropny ból podbrzusza i informacja o krwi dla niej oznaczało jedno. 

- Lila coś nie tak? - zapytała Luiza podchodząc do niej.

- Kurwa, pomóż mi wejść do szpitala - powiedziała łamiącym się głosem, licząc że chociaż w tej sytuacji dziewczyna nie zachowa się jak zimna suka.

- Ale co się dzieje? - zapytała obejmując ją ramieniem.

- Nic nie mów, tylko mnie weź do jakiegoś lekarza - powiedziała będąc bliska płaczu.

- Już, już - powiedziała i faktycznie zaczęła prowadzić ją do środka.

Na recepcji niemal od razu ktoś się nią zajął i wziął na sale. 

Jej stan był tragiczny i nie było tu nawet mowa o stanie fizycznym. Pierwszy raz Lila była w tak ogromnej histerii, że wręcz dławiła się swoimi łzami, cały czas powtarzając, że straciła swoje dziecko.

Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie w takim stanie, a nawet jeśli miała być szczera często żartowała z osób, które doprowadzały się do takiego stanu, zwyczajnie ich nie rozumiejąc. A teraz ona sama była w takiej okropnej sytuacji.

Jej ból był nie do opisania, był jeszcze gorszy niż ten, który czuła kiedy czekała na wieści o Michale, był on o wiele gorszy. Nie docierały do niej żadne słowa lekarzy i pielęgniarek. Pomimo próśb nie uspokajała się, tylko wręcz przeciwnie zanosiła się płaczem jeszcze bardziej.

- Straciłam je prawda? - powiedziała przez łzy patrząc to na ekran, to na lekarza który ją badał.

- Pani Bielińska, niech się pani uspokoi...

- Kurwa niech mi pan nie pierdoli o uspokojeniu się, tylko niech mi pan powie czy moje dziecko żyje - przerwała mu agresywnie.

- Przykro mi...

Przykro mi. Te dwa słowa były dla niej wystarczające. Mimowolnie złapała się za brzuch czując jak jej rozpacz jeszcze bardziej się pogłębia. Ona naprawdę straciła swoje dziecko, swoje maleństwo, którego serduszko słyszała jeszcze dwa tygodnie temu. 

Dom na morzu|| MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz