1

2.3K 81 11
                                    

Bale Ministerialne po zakończeniu wojny, miały w sobie coś nurzącego. Początkowo jeszcze zapraszano całą ich trójkę, więc wśród przyjaciół i z Ginny u boku czuł się bezpiecznie. Lawirował wśród tłumów jednakowych twarzy, czując się wyjątkowo nieswojo, ściskając podawane mu dłonie. Nazwiska przelewały się, a każdy chciał być zapamiętany. Kilka razy to Ginny ratowała go z opresji, szepcząc podpowiedzi, ale kiedy się rozeszli, został sam na placu boju, tak jak wtedy, gdy Voldemort zażądał walki jeden na jednego, by udowodnić swoją przewagę nad dziewiętnastolatkiem. I... przegrał.

Czarodziejski świat był wolny, a on po ponad roku, wciąż brał udział w balach i uroczystościach, odciągając swoją karierę aurora w czasie. Ron zdał już do Akademii nie mogąc czekać dłużej, a Hermiona podjęła pracę w Ministerstwie. Pół roku temu był na ich ślubie, spodziewali się pierwszego dziecka.

- Panie Potter – usłyszał cichy głos Lucjusza Malfoya.

Kiedy twoje własne życie prześlizguje się przez palce, dostrzegasz ludzi, którzy potrafią czerpać pełnymi garściami z każdej chwili. Harry szybko zdał sobie sprawę, że Malfoy nie był płotką wśród rekinów. To właśnie Lucjusz przejął zadanie szpiegowania Voldemorta, gdy Severus Snape został zamordowany, i niedawno dostał nominację do Wizengamotu jako wynagrodzenie za zasługi. Bez zbędnego tracenia czasu przyjął szybko propozycję, stając się nie tylko jednym z najbogatszych, ale też wpływowych czarodziejów. Harry przyglądał się jego poczynaniom od czasu do czasu, nie wierząc w tak szybką przemianę despotycznego Ślizgona, ale niedawna śmierć Narcyzy zmieniła jego zdanie w stosunku do mężczyzny.

- Panie Malfoy – odpowiedział grzecznie, sącząc drinka.

Wino odprężało go, przyjemnie rozgrzewając od środka. Nawet nie zauważył, że Lucjusz po lekkim powitaniu wciąż stoi obok niego, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał.

- Co u panny Weasley? – spytał cicho.

Harry zaklął w myślach, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy przyszedł bez Ginny. Opuścił przyjęcie u Amelii Bones w tamtym tygodniu, nim ktokolwiek zobaczył go w holu, czując się zbyt rozbitym własnymi myślami, by stawiać czoło światu. Jednak z balu charytatywnego na rzecz sierot nie mógł zrezygnować. Wciąż był odpowiedzialny za czarodziejski świat, czy tego chciał czy nie.

- Zapewne przeczyta pan w Proroku Codziennym za parę dni, że rozstaliśmy się w zgodzie i pełnej przyjaźni. – Pozwolił sobie na sarkazm.

Wargi Malfoya wygięły się w delikatnym uśmiechu.

- Rozumiem – szepnął, obserwując tłum. – Rozumiem też, że mam tego nie mówić głośno, by banda rozwrzeszczanych fanek, nie zabarykadowała się pod pańskimi drzwiami.

Harry roześmiał się na głos, zwracając uwagę kilku osób wokół.

- Z rozwrzeszczanymi fankami jakoś sobie radzę. Gorzej byłoby się wymigać od córek, któregoś z obecnych tutaj. – Powiódł wzrokiem po sali, po brzegi wypełnionej czarodziejami w tradycyjnych szatach.

Sam nie zważając na konwenanse był w smokingu, który wybrała mu Hermiona.

- Tak, sam zaczynam żałować, że nie mam córki – parsknął Malfoy.

Harry przestał obserwować salę i przyjrzał się uważniej mężczyźnie stojącemu z nim. Współpracował z Lucjuszem ponad trzy lata, a potem przez kolejny rok widywali się przynajmniej raz w tygodniu, ale po raz pierwszy zamienili z sobą więcej niż cztery zdania. Dotąd można było rzec, iż omijali się szerokim łukiem, jakby wyczuwając delikatną niechęć. Obecne zachowanie mężczyzny wzbudziło więc niepokój Pottera, którego życie zazwyczaj zależało od takich anomalii jak obecna rozmowa.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz