22

599 58 1
                                    

Lucjusz obserwował ukradkiem jak Harry dołącza do nich. Parter Ministerstwa lśnił tak mocno od zaklęć ochronnych, że cały ten dodatkowy blichtr nie był potrzebny. Musieli jednak powyciągać wiekowe zasłony, które pamiętały jeszcze czasy Merlina. Specjalne złote klamry błyszczały w sztucznym świetle sprawiając, że nad nimi unosiła się lekka łuna – jakby to oni teraz zajmowali miejsce najsłynniejszego z magów, którego wydała ich ziemia.

Zabieg ten oczywiście stosowano od lat, a podobne tradycje w innych krajach sprawiły, że Norwedzy nie wydawali się pod wrażeniem. Grupa rosłych blond włosych mężczyzn wyraźnie odcinała się od tła złożonego z oddziału aurorów.
Potter pochylił się w jego stronę i Lucjusz starał się nie zwracać uwagi na to jak kołnierzyk zaciskał się na szyi chłopaka. Harry ewidentnie nie był przyzwyczajony do czarodziejskich szat i nie wiedział jak dopasowywać je do siebie. Lucjusz bez wahania rzucił niewerbalne i dostrzegł, że chłopak rozluźnił się niemal od razu i spojrzał na niego zaskoczony tymi swoimi wielkimi zielonymi oczami.

Może to gra światła albo przypadłość największych, ale zdawały się migotać.

- Dziękuję Lucjuszu – powiedział Potter może odrobinę zbyt formalnie.
Lekki dreszcz i tak przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa. Kiedy Potter szeptał, jego głos stawał się niższy, bardziej męski.

- Chciałem zapytać czy nie masz krewnych w dalekiej Norwegii. To wyjaśniałoby dlaczego jesteście tak podobni – Harry rzucił niby niezobowiązująco.

I może to nawet nie był komplement. Chłopak miał tendencje do nieprzemyśliwania niemal niczego, co wychodziło z jego ust. Nieświadomie porównał Lucjusza do krzepkich Norwegów, z których każdy miał interesującą urodę. Nazwałby ich przystojnymi bez wahania i nawet jeśli to nie był komplement – czuł się pochlebiony nieświadomością chłopaka. Nie zdarzało się często, aby ktoś tak młody jak Harry dostrzegał w nim urodę. Nikt nie nazywał go przystojnym, gdy dorastali w Hogwarcie. Nikt nie zwracał uwagi na jego wygląd i później. Oboje z Narcyzą bardziej cenili swoje umysły.

Na pytanie chłopaka potrafił znaleźć setki odpowiedzi. Od takich całkiem nieprzyjemnych, przez obojętne do takich, które bazowały na flircie. Nie był do końca pewien, która będzie najlepsza. Potter nigdy nie reagował tak jak oczekiwał. Lucjusz obraził jego inteligencję raz czy dwa, ale nie dostał błysku gniewu. Harry zaśmiał się wtedy jednak tak dźwięcznie, że nie żałował. I chłopak dodał nie całkiem zrozumiale dla niego, że tęskni za Snape'em. Jak to się łączyło w gryfońskim umyśle – Lucjusz nie miał pojęcia.

Norwedzy znajdowali się jednak już u podnóża niewielkiego podestu i ich ciężkie kroki dało się słychać na drewnianej powierzchni schodków. Lucjusz słyszał plotki o ich wzroście, ale zaczął w nie wierzyć dopiero w tej chwili.

- Witamy w Czarodziejskiej Wielkiej Brytanii, bracia z Dalekiej Północy – zaczął dokładnie tak jak nakazywał zwyczaj.

Mężczyzna skłonił się lekko, ale jego ruchy pozostały sztywne.

- Jesteśmy radzi, że udało nam się dotrzeć bez przeszkód – odparł tamten.

- Lucjusz Malfoy – przedstawił się bez zbędnego wahania.

Jego dłoń została przyjęta i niemal utonęła w wielkiej łapie.

- Mistrz Halldor – odparł tamten.

Lucjusz uniósł brew nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. Nigdy nie mieli ambasadorów w tamtych rejonach. Źródła magiczne były na tyle niestabilne, że wymagały ciągłego przenoszenia się z miejsca na miejsce, a to utrudniało kontakty – zarówno z Wielką Brytanią jak i Norwegami. Nie przygotowano ich zatem należycie, a to jak zawsze wytrącało go z równowagi.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz