13

645 61 3
                                    

Harry nie był do końca pewien czy chce znowu przeglądać rachunki. Jednak nadchodził ten czas w miesiącu i nie było sensu tego odkładać. Pensja radnego nie była najgorsza. Na pewno nie dostałby więcej jako auror, ale jednak wciąż nie dawała mu spokoju ducha, którego potrzebował. Wydatki związane z ciążą dopiero miały nadejść, a ich pokręcona rodzina miała powiększyć się nie o jednego berbecia, a troje. Nie wątpił, że Hermiona ma jakiś kolejny plan, ale nie chciał jej wciągać w swoje problemy teraz, gdy Ron wciąż nie odpuszczał.

Nie umknęło jego uwagi, że jego przyjaciółka znikała dość często zaraz po posiedzeniach. Sądził, że spotykała się z prawnikiem. Jednak najczęściej wracała do ich wspólnego pokoju urzędowania w o wiele zbyt dobrym humorze. Chciałby, aby to dotyczyło rozwodu, ale ten temat wciąż sprawiał, że stawała się nerwowa i niepewna. Nie widywał jej takiej przez niemal całe życie i nie potrafił sobie poradzić z zaistniałą sytuacją.

Hermiona była tą silną, pewną siebie, wszystkowiedzącą. Może przez to wydawała się mało kobieca, ale ten kto znał ją bliżej, wiedział, że mądrość od razu nie odbierała jej jajników. Inteligencja nie wykluczała kochającego serca.

Samopiszące pióro poszło w ruch, gdy przeglądał rachunki dostarczone przez Zgredka. Skrzat przynosił im zakupy i chociaż nie chciał za to zapłaty, Hermiona zawsze starała się o jakiś nowy skrawek materiału dla niego. Harry nigdy nie rozumiał w czym tkwiła jego wolność, chociaż to może miało coś wspólnego z tym, że w końcu sam decydował jakiemu panu chce służyć.
Ciekawie byłoby obserwować twarz Lucjusza, gdy dowiedziałby się, że jego stary skrzat teraz urzędował w domu Syriusza.

Hermiona gotowała przeważnie wieczorami, gdy omawiali przy kuchennym stole kolejne brzmienia projektu. Nie przebrnęli nawet przez jedną dziesiątą tego co powinni i tkwili w martwym punkcie, więc przeważnie odczytywał na głos kolejne zdania, a ona poprawiała go albo aprobowała jego propozycje, jednocześnie gotując obiad na dzień kolejny.

Przeważnie byli zbyt zmęczeni zaraz po pracy, żeby zrobić coś innego niż odgrzać wcześniej przygotowane jedzenie. Wieczorami natomiast wszystko rozpoczynało się na nowo. Sądzili, że podczas godzin wyznaczonych przez Wizengamot jako otwarte, będą mogli pracować w Ministerstwie, ale najwyraźniej wielu ludzi uznało, że to jest ich jedyna szansa, aby spotkać Wybrańca. Kolejki ciągnęły się aż do końca korytarza, a czarodzieje i czarownice umawiali się głównie po to, aby powiedzieć mu jak są wdzięczni. Normalnie potraktowałby to jak ogromną dawkę energii, ale po kilku dniach to wszystko zaczynało nużyć.
Rozumiał ich ból. Nie odczuwał mniejszego na myśl o swoich zmarłych rodzicach, ale oni podobnie jak on powinni iść dalej. I nie oglądać się za siebie w przeszłość, gdzie czkały tylko ból i śmierć.

Hermiona weszła do kuchni i rzuciła okiem w stronę sterty papierów, które wcale nie przesunęły się na ten mniejszy stos.

- Harry – zaczęła niepewnie.

- Radzę sobie – odparł pospiesznie.

- Nie zawsze chodzi o to, żeby sobie radzić. Czasami chodzi o to, żeby się przyznać, że coś schodzi nam za długo. Zrobię to w ciągu kilku minut, a tobie zajmie całą noc – poinformowała go, posługując się w stosunku do niego najbardziej nieubłaganym z argumentów; logiką.

Jeszcze nigdy z nią nie wygrał.

- Co chcesz znaleźć? – spytała szczerze, rozkładając wszystko przed sobą.
Jej palce pracowały zaskakująco szybko wśród pergaminów nienajlepszej jakości.

- Odpowiedź na pytanie czy mogę wyjść normalnie na zakupy – odparł.

Hermiona pokiwała głową, a potem zamarła.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz