20

648 53 2
                                    

Lucjusz nie musiał mu towarzyszyć w drodze powrotnej do domu w Dolinie Godryka, ale wszyscy zdawali się go bacznie pilnować. Hermiona i Draco nie odstępowali go ani o krok, gdy przemierzał ministerialne korytarze, a Hesper i starszy z Malfoyów prześcigali się w tym, kto mocniej go wkurzy, gdy sprawdzali fundamenty domu.
Możliwe, że powinni zrobić to zanim przywrócił pokoje, ale nie znał się na czarodziejskich posiadłościach. Rzucił kilka zaklęć, których wymowę podał mu Lucjusz, nie zastanawiając się nawet nad tym ile będzie go to kosztować. Poczuł uderzenie w pierś i przez sekundę lub dwie nie mógł nabrać powietrza w płuca, a Malfoy podtrzymał go.

Harry nie pamiętał, aby dotykali się kiedykolwiek poza tamtą nocą taką powierzchnią ciała. Przez niego przeszedł kolejny dreszcz – tym razem nie powodowany przez magię i zerknął w stronę przyglądającego im się Hespera.

- Fundamenty zdają się być w porządku – rzucił, gdy Lucjusz zabrał ręce z jego talii.

Nawet przez warstwę materiału czarodziejskiej szaty czuł jak ciepłe były i gdy zniknęły – odczuł brak tych dłoni. Jego głowa zaczynała płatać mu figle, ale zapewne nie powinien był spodziewać się niczego innego. Ataki i stres wytrącały go z równowagi.

Czuł, że dom teraz mocniej reaguje na niego, jakby dopiero teraz oficjalnie się sobie przedstawili. Przez myśl przeszło mu, że może Lucjusz dopiero teraz podał mu zaklęcie, ponieważ widział w jego oczach wcześniejszą niechęć albo nawet strach w stosunku do tej posiadłości. Jeszcze kilka tygodni temu roześmiałby się w twarz każdemu kto zasugerowałby, że mężczyzna wykazywał się czasem zrozumieniem i troską, ale wszystko się zmieniło odkąd zaczął poznawać Lucjusza.

Zerknął na Hespera, który bez chwili zawahania zaczął rzucać zaklęcia ochronne. Oczy Niewymownego jednak wciąż błądziły między nimi.

ooo

Nie spodziewał się, że Hermiona wstanie przed nim, ale jednak. W dniu procesu Rona najwyraźniej nikt nie mógł spać. Sowy od Molly były konsekwentnie odsyłane z kwitkiem i chociaż naprawdę chciał później porozmawiać z panią Weasley, czuł, że to nie jest odpowiedni moment. Wszystko było zbyt świeże, aby cokolwiek dobrego wynikło z tego spotkania. Był pewien, że gdy Molly ochłonie, dotrze do niej, co Ron tak naprawdę zrobił i komu.

Hermiona odłożyła wczorajszego Proroka na blat stołu i spojrzała wymownie na parującą w dzbaneczku herbatę.

- Zaczynam się uzależniać – próbował zażartować, ale wypadło to słabo nawet w jego uszach.

Czarodziejskie prawo sądownicze było najgorszym, jakie poznał w swoim życiu. Nie wyznaczano świadków zbyt szybko. Większość osób zamieszanych w sprawy wiedziało, że będą przesłuchiwani, ale ponieważ w tym świecie rządziła magia, gdy podczas przesłuchań wychodziły nowe wątki – po prostu aurorzy aportowali się po kolejnych świadków odrywając ich od ich zajęć bez żadnego ostrzeżenia.
Harry tylko raz został tak wezwany – był bowiem pewien, że nikt nie będzie miał wątpliwości co do działalności ludzi takich jak Milicenta Bulstrode. Dziewczyna nawet w czasach szkolnych nie była zainteresowana polityką. Nie miała Mrocznego Znaku. Jednak jej rodzice oboje wspierali Voldemorta, więc ujęto i ją, i przetrzymywano w tymczasowej celi.

Harry nigdy wcześniej nie był tak wściekły.

- Wszystko będzie w porządku – rzucił.
Hermiona uśmiechnęła się krzywo.

- Jesteś wspaniałym przyjacielem. Nawet okłamujesz mnie w odpowiednim czasie – prychnęła.

- Nie kłamię. Po prostu wychodziliśmy z gorszych rzeczy. Ta sytuacja uderza w nas w inny sposób, ale i proces Rona przeżyjemy – wyjaśnił i westchnął. – Nie możemy się jednak dać zwariować. Wiem, że na sali będzie Molly i wiem, że będzie winiła nas oboje.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz