31

694 57 7
                                    

Hermiona nie powitała go z otwartymi ramionami. Septimus musiał właśnie skończyć jeść, bo dziecko beknęło zaskakująco głośno. Harry podejrzewał, że oboje mieli jakąś zatrważającą pojemność płuc, którą wykorzystywali w nocy. Lucretia wydawała się mimo wszystko tą spokojniejszą i może dlatego Hermiona częściej zostawiała ją w kołysce.

- Terry powiedział, że widział cię z Lucjuszem. Uznał, że pewnie wrócisz z nim – zaczęła jego przyjaciółka i Harry starał się uśmiechnąć niewinnie, ale był wyczerpany.

- Chciał zwrócić mi różdżkę – przyznał szczerze.

Brew Hermiony uniosła się wyjątkowo wysoko, gdy zmęczony oklapł na kanapie i uniósł do góry różdżkę jako dowód, że wcale nie próbował jej wykiwać. Jakby to w ogóle było możliwe.

- Mógł ci ją oddać w Ministerstwie – zauważyła spokojnie.

- Nie wiedział, że pokażę się tak wcześnie w pracy. W zasadzie wydawał się tym poirytowany. No i Draco chyba na mnie nakrzyczał – stwierdził, nie bardzo nadal wiedząc jak powinien to odebrać.

- Mógł oddać różdżkę Draco albo komukolwiek innemu. Na przykład aurorom, którzy zwróciliby ci ją niezwłocznie, gdy zbierali od ciebie zeznania wczorajszego wieczora – Hermiona nie dawała za wygraną.

I Harry nie miał już argumentów.

- Ale tego nie zrobił – odparł tylko. – Do czego zmierzasz? – spytał wprost.

Hermiona wzruszyła ramionami, kołysząc dziecko w ciszy. Sądził, że nie doczeka się odpowiedzi, ale ona tylko odłożyła Septimusa do kołyski i podniosła Lucretię. Dziewczynka przez chwilę wydawała się niezainteresowana podkładaną piersią i Harry zdał sobie sprawę, że tak bardzo przywykł do tego widoku, że nawet nie odwrócił wzroku. Hermiona zresztą nie wydawała się skrępowana. I przecież wyszłaby albo wyprosiłaby go, gdyby chciała świętego spokoju. Tak działali do tej pory, gdy zamierzała spędzić kilka minut sam na sam z Draco.

- Do niczego nie zmierzam – podjęła spokojnie jego przyjaciółka. – Głośno myślę – przyznała. – Nie uważasz, że to dziwne? – spytała ciekawie.

Teraz to Harry wzruszył ramionami i od razu poczuł nienaturalną sztywność w karku, która nękała go od rana. Siedzenie na niezbyt wygodnym krześle podczas obrad oczywiście obróciło się przeciwko niemu. Na szczęście migrena ustąpiła pod działaniem silnego eliksiru. Był trochę zaskoczony, że jego magia jakoś nie zareagowała gwałtownie na obecność czegoś sztucznego. Ale może Snape miał całe życie rację i chodziło o to jak wykonano eliksir, a Hermiona była mistrzynią.

- Znasz go lepiej – ciągnęła dalej jego przyjaciółka. – Po prostu zastanawia mnie jego dziwne zachowanie. Obserwowałam go przez kilka lat, ale to do niego nie pasuje...

- Podejrzewasz, że ktoś trzyma go pod Imperio? – prychnął Harry. – Nie jego – dodał z pewnością.

Lucjusz miał za wielką moc, aby pierwszy lepszy czarodziej rzucił na niego takie zaklęcie. Może Voldemort byłby w stanie nagiąć wolę Malfoya, ale ten nie żył. Harry już o to zadbał.

- Nie, raczej powiedziałabym, że się troszczy – odparła. – Jesteś pewien co do jego intencji względem ciebie? – spytała, mrużąc oczy.

Harry nie mógł nie przewrócić oczami.

- Raczej postawił sprawę całkiem jasno, nie sądzisz? – odbił piłeczkę. – A czy ty postawiłaś sprawę jasno z Draco?

Hermiona przestała kołysać Lucretię na ten krótki moment.

- To twoja linia obrony? – westchnęła.

Nie odpowiedział.

ooo

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz