11

710 58 4
                                    

Harry czuł się pełen energii, gdy wyszedł ze spotkania. Hermiona wydawała się równie zadowolona co on. Nie dostali zgody przez aklamację, ale w zasadzie nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Hermiona wręcz sądziła, że będą musiały ukazać się artykuły przypominające w jak opłakanym stanie znajdowało się prawo rodzinne, zanim Wizengamot zgodziłby się na rozpoczęcie prac.

Rada jednak zaskoczyła swoim otwartym podejściem do sytuacji. Może przez sam fakt, że naprawdę wiele dzieci przebywających obecnie w sierocińcach zostało tam podrzuconych jako nowonarodzone z przypiętym do piersi kartkami z nazwiskami. Matki nie chciały im nawet nadawać imion.
Harry był w jednym z takich domów i nigdy nie chciał tam ponownie wchodzić. Opiekunki robiły co mogły, ale żadna nie zrobiła nic w kierunku odnalezienia matek. Rozumiał to w pełni. Podobnie jak kobiety, które nie chciały wychowywać owoców przemocy i gwałtów, które nawet swoim nazwiskiem pluły im w twarz.

Wszystkie sierocińce były utrzymywane z pieniędzy Ministerstwa, a skarbiec pustoszał. Zajęcie majątków śmierciożerców było niemożliwe, ponieważ prawo wiązało im dłonie. Pomysł Hermiony przynajmniej umożliwiał zabezpieczenie przyszłości dzieci, które zostały poczęte przemocą, o ile miałby kto się upomnieć o te pieniądze.

Ścisnął dłoń przyjaciółki, gdy wchodziła przez kominek na parterze.

- Dom – powiedziała z uśmiechem.

ooo

Nie był na pierwszej rozprawie rozwodowej Hermiony. Wizengamot zwołał kolejne spotkanie, gdzie omawiali kwestie finansowania stypendiów, które Amelia chciała przydzielić uczniom Hogwartu. Spora ilość z nich stanowiła sieroty wojenne, a kolejne rodziny popadły w ruinę, gdy uciekały z własnych domów. Harry nie był nawet zaskoczony, że głosowanie przesunięto, ponieważ Wizengamot, chociaż dysponował swoimi niewielkimi funduszami, nie chciał kierować ich w coś tak mało znaczącego w stosunku do ogółu problemów. Zresztą Lucjusz zapewnił Amelię, że nawet jeśli nie znajdą pieniędzy państwowych, na pewno pojawi się kilku zainteresowanych inwestorów.
Harry był pewien, że nazwisko Malfoy będzie figurować między nimi. Minister Magii opuściła posiedzenie niezwykle zadowolona.

Swingwood zgromadził wokół siebie niewielką grupę, z którą omawiał właśnie kolejne spotkanie i Harry zdał sobie sprawę, że kiedy Hermiony nie było przy nim, w zasadzie nie miał się nawet do kogo odezwać. Lucjusz stał wraz ubranymi w drogie szaty czarodziejami, którzy zdawali się żartować na jakiś temat. Żadne słowa nie docierały do niego, ale słyszał wyraźnie śmiechy. On sam ściskał notatki, które zrobił bardziej dla spokoju ducha Hermiony niż swojego własnego.

Cały wczorajszy wieczór spędzili na przegrzebywaniu się przez prawo rodzinne i te przepisy dotyczące kobiet, które znaleźli. Od trzystu lat nikt się tym nie zajmował i znalezienie oryginalnych brzmień ustaw nie było najłatwiejsze. Hermiona nawet specjalnie fiukała do pani Pince z nadzieją, że w hogwarckiej bibliotece znajdzie jakieś zbiory starych praw, ale szkolne regały zostały mocno przerzedzone podczas wojny.

Niewielki pożar, który wybuchł w czasie bitwy nie został ugaszony zbyt szybko. Mieli inne priorytety niż ratowanie zbiorów Hogwartu.

Harry przygryzł wnętrze policzka rozglądając się wokół. Nie dało się nie zauważyć, że nie pasował do tego środowiska. Na twarzach każdego z członków rady było wypisane, że wielu przedstawicieli ich rodzin zasiadało w Wizengamocie wcześniej, że są na swoim miejscu, podczas, gdy on coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego jak młody jest. Nie znał nawet dobrze mugolskiego prawa. Dursleyowie pilnowali, aby nie wiedział zbyt dużo o świecie, może po to, aby nie tęsknił za nim, gdy zamykali go pod schodami.
Wątpił, aby jego świetne organizowanie się na małej przestrzeni miało w tym środowisku jakieś znaczenie.
Jego wzrok błądził po nieznajomych twarzach ludzi, którzy niejako przyczyniali się do największych zmian w czarodziejskim świecie. Niektórzy z nich brali nawet czynny udział w bitwie, chociaż nigdy z nimi nie rozmawiał. Byli przyjaciółmi Dumbledore'a, który nie żył od tak wielu lat. A jego od początku traktowali jako protegowanego zmarłego dyrektora i chyba tak miało pozostać.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz