36

769 64 4
                                    

Lucjusz ocknął się, gdy promienie słońca dosięgły jego twarzy. W komnacie nie było do końca spokojnie i cicho. Słyszał wyraźnie jak James porusza się w swojej kołysce, więc zsunął z siebie koc i wstał jak najciszej potrafił. Podgrzewana stałym zaklęciem butelka znajdowała się w zasięgu jego ręki, ale nie zdążył jej podnieść.

- Powinieneś spać – powiedział, widząc, że Harry całkiem niepotrzebnie wstał. – Ja mogę go nakarmić – dodał, chociaż wiedział, że chłopak nie ma nic przeciwko temu.

Wciąż jednak wydawało mu się, że nie spędza dostatecznie dużo czasu z własnym dzieckiem. A minęły dopiero dwa dni. Podejrzewał, że to miało coś do czynienia z faktem, że nie mógł obserwować Harry'ego w ciąży. Nie towarzyszył im w tym czasie, a to były długie miesiące. Coś gorzkiego pojawiało się w jego ustach na samo wspomnienie tego jak blisko był Harry przez ten cały czas. Może genialnym i najbardziej odwracającym uwagę było to, że nigdy nie schował się w domu. Nie ukrywał kolejnych objawów. Wszyscy interesowali się bardziej jego problemami z magią niż przyrostem wagi czy sennością, którą Lucjusz co prawda zauważył, ale zwalił winę na długie i niepotrzebne wywody Swingwooda na mównicy.

Harry podał mu butelkę i usiadł na łóżku, przeciągając się porządnie. Wyglądał o wiele lepiej i jego ręka powędrowała instynktownie do różdżki, co Lucjusz uznał za dobry znak.

James spoglądał na niego ciekawie, więc usiadł z powrotem na fotelu, z dzieckiem w ramionach. Harry nie spuszczał go z oka, jakby to nie było coś, czego się spodziewał.

- Nie miałem ostatnio praktyki, ale to nie transmutacja – prychnął trochę zirytowany.

- Nie, nie. Świetnie ci idzie. Po prostu nie spodziewałem się, że to będzie takie... - zaczął Harry i urwał.

- Naturalne? – dopowiedział usłużnie Lucjusz. – Możesz wierzyć lub nie, ale karmienie własnego dziecka jest naturalne.

- Nie o to mi chodziło – prychnął Harry, irytując się lekko. – To po prostu jest dziwne. Wszystko jest dziwne. Dziwne jest, że tu jestem. Dziwne jest, że mamy ranek, a ty siedzisz z Jamesem na fotelu, jakby nic się nie stało. Sam nie wiem. Myślałem, że wszystko będzie bardziej skomplikowane – westchnął chłopak.

Lucjusz w zasadzie rozumiał jego punkt widzenia. Posiadanie dziecka nie było łatwym tematem i wiele wisiało między nimi niewyjaśnionych kwestii. Draco słabo przyjął wiadomość o tym, że Lucjusz nie był w tym zamieszaniu bez winy. Nie zamierzał unikać odpowiedzialności za własną głupotę, bo jeśli chodziło o Harry'ego Pottera, powinien był wiedzieć lepiej. Chłopak był chodzącą niewinnością – przynajmniej w kwestiach etyki. Nie posunąłby się do tak niskiej formy kontroli jak szantaż. Zresztą musiał przypuszczać jak bardzo silnym czarodziejem był. Inaczej nigdy nie stanąłby przed Wizengamotem – domagając się swoich praw. Pewnie nie wiedział jak odnieść wielkość swojej mocy do pozostałych czarodziejów, ale to była już całkiem inna sprawa. I Granger zapewne doskonale zdawała sobie sprawę, że próbowała ukryć pod swoimi skrzydłami maga tak potężnego, że Rada ugięła się pod jego wolą.

- Ten dom został zbudowany na silnych fundamentach. Miał zapewniać spokój i bezpieczeństwo rodzinie, która go zamieszkiwała – wyjaśnił Lucjusz spokojnie. – Świat poza nie jest już tak przyjemny i bezpieczny. Jeśli czujesz się zbyt pewnie, wyobraź sobie, co zrobi Prorok Codzienny, gdy dowie się o dziecku. Twoim dziecku – podkreślił Lucjusz, wiedząc doskonale jakie nazwisko będzie nosił James.

Dłoń nadal go świerzbiła. Potrafił sobie wyobrazić nazwisko Harry'ego obok swojego na drzewie genealogicznym Malfoyów. Złota nić – piękna i perfekcyjna – wiodłaby od nich do dziecka, które w oczach innych mogło być adoptowane, ale oni wiedzieliby, że to tylko ułuda. Podobnie jak członkowie jego rodu. Jednak to zrodziłoby zbyt wiele pytań. Zbyt wiele podejrzeń. I chociaż miał na końcu języka zaklęcie, nie mógł go rzucić. Nie, bez zgody Harry'ego.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz