6

686 66 7
                                    

Harry naprawdę odetchnął z ulgą, gdy Hermiona nie wypytywała jak poszła rozmowa z Ronem. Nie chodziło jedynie o sam fakt, że nie chciał jej powtórzyć słów ich wspólnego szkolnego przyjaciela. Do tej pory po prostu sądził, że nie będą angażować go w ich rozwód. Że nie będzie musiał stawać po którejkolwiek ze stron, ale sytuacja diametralnie się zmieniła i nie sądził, aby teraz miał taką możliwość. Ron dość skutecznie mu to uniemożliwił.
Dom był nieprzyjemnie cichy, gdy zamknął się w swoim pokoju podkurczając nogi na o wiele zbyt wielkim łóżku. Remont był konieczny i przeprowadził go z radością każdego, kto pierwszy raz posiada swojego cztery ściany. Kiedy pieniądze zaczęły się kończyć, po prostu zmniejszał ilość pomieszczeń, które wymagały przeróbek i część stryszku, chociaż nie groziła zawaleniem – na pewno nie stanowiła przyjemnego widoku.
Hermiona musiała pracować nad czymś usilnie, ponieważ nie słyszał nawet jej kroków, a przeważnie, gdy dopiero zaczynała swoje przemyślenia – kręciła się w kółko po swoim pokoju albo salonie, mamrocząc coś pod nosem niezrozumiale. Nigdy nie wiedział jakim językiem w takich chwilach posługuje się jego przyjaciółka, ale nie brzmiało to jak angielski.

Sam wpatrywał się w sufit, z którego usunięto pęknięcia. Kamienica Syriusza stanowiła miejsce zbiorcze dla Zakonu przez wiele długich lat, ale nikt o nią nie dbał. Stworek nie znał tak zaawansowanych zaklęć konserwujących, co przynajmniej tłumaczyło jego frustrację. Każdego dnia musiał obserwować jak jego dom rozpada się na kawałki.

Nigdy nie zastanawiało go dlaczego Ron wpadał pomóc jedynie w okresie, gdy Harry spotykał się z Ginny. Musiało mieć to coś wspólnego z jego, podobną do siostry, wizją małżeństwa. Ginny była zafiksowana na punkcie wspólnych dzieci i porzucaniu kariery. Brzmiało to teraz niezwykle znajomo, chociaż Hermiona też zapewne zdała sobie sprawę dopiero teraz.

Nigdy nie spytał dlaczego tak wcześnie zdecydowali się na dzieci. Ron i Hermiona dopiero zaczynali swoje kariery w Ministerstwie. Mieli przed sobą całe życie, a teraz najważniejszym punktem nie będą bliźniaki, ale rozwód, który wisiał nad nimi niczym miecz Damoklesa. Sam też zaczynał odczuwać presję, bo chociaż Hermiona prosiła go o nieobieranie stron – już to zrobił z pełną świadomością.

Przetarł oczy, odkładając okulary na stoliczek. Mógł już dawno naprawić wzrok, ale z czasem jego wada stała się też znakiem charakterystycznym. Niczym blizna na czole, której nie udało się do tej pory usunąć. Hermiona protestowała, gdy zaczął próbować – twierdząc, że to jest kawałek niego. Coś, co musi zaakceptować. Zgadzał się z tym, że przed przeszłością nie można było uciec, ale nie oznaczało to, że każdego dnia jego odbicie w lustrze przypominało mu o latach, które najlepsze nie były.

Blizna jednak nie poddała się żadnej maści ani odczynianiu uroków, które zarządziła Luna – bo aż tak zdesperowany był.

Wyszedł ze swojego pokoju dopiero po kilku godzinach, gdy głód dał o sobie znać. Hermionę zresztą zastał w kuchni przygotowującą coś, co pachniało podejrzanie zdrowo.

- Zmieniamy ci dietę na pełnowartościową. Czytałam o ciążach i porównałam nasze organizmy. Twój z zasady nie jest przystosowany do utrzymywania czegoś więcej niż ty sam. Musimy zatem... - zaczęła nawet nie odwracając się w jego stronę.

- Skąd wiedziałaś, że to ja? – spytał zaskoczony.

Nie pierwszy raz zresztą się to przydarzyło. Hermiona zdawała się też wyczuć, że wyszli z Hesperem do kuchni i coś się tam działo, chociaż przecież jeszcze chwilę wcześniej szczęśliwa wybierała imiona dla dzieci. Wierzył w jej podzielność uwagi oraz osobno w instynkt, ale tych zbiegów okoliczności było za wiele.

- Obłożyłaś mi dom zaklęciami? – spytał z niedowierzaniem, gdy to do niego dotarło.

Odwróciła się powoli z łyżką w dłoni i spoglądała na niego długo, jakby zastanawiała się co mu tak naprawdę odpowiedzieć.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz