25

609 57 2
                                    

Nie potrafił się nie denerwować, nie wiedząc co dokładnie dzieje się z Hermioną. Sądził, że Draco będzie miał na tyle rozumu, aby dawać mu znać, ale najwyraźniej wszystko pochłonęło syna Lucjusza, bo chłopak nie zafiukał ani raz. Halldor nie wydawał się zaniepokojony i chyba to trochę go uspokajało. Miał trochę wyrzuty sumienia, że postawił Norwega na nogi o tej porze, ale ten zdawał się świetnie bawić w towarzystwie Lucjusza, gdy początkowa niechęć Malfoya zniknęła.

- U nas wszystko jest prostsze – westchnął Halldor, gdy wino zakolorowało jego policzki.

Może nie powinni byli pić o tej porze, ale trudno było odmówić Lucjuszowi tej przyjemności, gdy okupowali jego salon. Herbata zaparzona przez skrzaty zresztą była znakomita. I sądząc po uśmieszku satysfakcji Lucjusza – mężczyzna doskonale o tym wiedział. Może zdradziła Harry'ego trzecia filiżanka i dwie wizyty w toalecie.

- Nie istnieje rząd funkcjonujący w sposób prosty – prychnął Lucjusz.

Halldor skrzywił się, jakby nie zgadzał się z tą uwagą.

- U nas wszystko rozgrywa się o magię. Jeśli jesteś silny, jeśli masz moc, jesteś odpowiedzialny za swoją wioskę – odparł Halldor. – W waszym przypadku Ministrem byłby Harry – dodał, a Potter poczuł jak jego ramiona sztywnieją.

Lucjusz roześmiał się wdzięcznie.

- Nie twierdzę, że Harry nie jest silniejszy ode mnie czy najsilniejszym czarodziejem w Europie, ale nie jest politykiem – przypomniał im Malfoy. – Nie można rządzić bez znajomości prawa.

Tym razem to Halldor roześmiał się wdzięcznie.

- Mówisz o rządach układów, gdzie jedna strona wypierałaby drugą. Harry ma poczucie dobra i zła. Wiedziałby, która ustawa nie jest dobra dla społeczeństwa, którym się opiekuje i odrzuciłby ją. W naszym świecie tak to by wyglądało – poinformował ich Halldor.

- Byłbym niezwykle wdzięczny, gdybyście przestali o mnie mówić tak, jakby mnie tutaj nie było – wtrącił Harry pospiesznie, nie chcąc, aby cokolwiek wypsnęło się Norwegowi.

Ufał trzeźwemu Halldorowi, ale ten z rumieńcami na policzkach mógł nie być równie rozsądnym człowiekiem.
Lucjusz spojrzał na niego przelotnie z tym dziwnym uśmieszkiem, który nie tyle rozświetlał jego twarz, co raczej sprawiał, że wyglądała łagodniej.

- Nie potrafisz przyjmować komplementów? Twój norweski przyjaciel tutaj twierdzi, że powinienem zorganizować dla ciebie całą kampanię na nowego Ministra Magii – prychnął mężczyzna, ewidentnie rozbawiony tą myślą.

Harry poczuł jak w jego gardle formuje się sporej wielkości gula. Oczywiście Lucjusz kpił z tego pomysłu. Harry jednak doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich ograniczeń. Hermiona pomagała mu wiele, podobnie jak obaj Malfoyowie. Czasami nie do końca rozumiał jakie jest drugie znaczenie tego, co widywał na własne oczy, ale to nie sprawiało, że był idiotą. Hermiona raz nazwała go prostolinijnym i właśnie to określenie lubił najbardziej. Nie potrafił mącić i kłamać, nie chciał knuć. Nie chciał zmienić się tak bardzo.

- Amelia jest wspaniałym Ministrem – powiedział szczerze Harry, przypominając sobie niemal od razu o tym, że Lucjusz się zaręczył.

I nie dziwiła go obrona przyszłej żony. W końcu musiał być jej lojalnym. To było nawet godne podziwu, że chociaż nic nie było oficjalne, a ta rozmowa była ewidentnie prywatna, zachowywał się tak honorowo.

- Nie przeczę. I byłbyś o wiele lepszym Ministrem, ale w świecie, gdzie polityka nie miałaby takiego znaczenia. Chociaż z drugiej strony chciałbym zobaczyć minę Stevensa, gdybyś powiedział mu, że jego najnowsza ustawa przyniesie zło czarodziejskiemu światu i dlatego ją odrzucasz – zakpił Lucjusz. – Tak, to byłby cudowny widok.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz