17

779 55 1
                                        

Dolina Godryka zawsze sprawiała, że na jego ramionach pojawiała się gęsia skórka. Zastanawiał się nawet czy nie zabrać ze sobą Hermiony, ale to wzbudziłoby tylko większe zainteresowanie mediów. Jeśli ktokolwiek poruszał wyobraźnią czarodziejskiego społeczeństwa bardziej od niego – w tej chwili była to jego przyjaciółka, która walczyła w sądzie o wolność i cały świat się temu przyglądał.
Stanął przed domem, który nie wyglądał już jak ruina. Uporządkowano go tuż po wojnie, ponieważ wielu ludzi składało kwiaty pod nim i nie chciano, aby źle wyglądał na zdjęciach. Kingsley i pani Weasley zajęli się tym sami, ponieważ już wtedy nie był w stanie podejść bliżej. Przez kolejne lata nic się nie zmieniło. Stał po drugiej stronie ulicy i zastanawiał się czy ma w sobie na tyle odwagi, aby znowu przejść tym wąskim korytarzem.

Dźwięk aportacji nie przestraszył go, ale zaskoczył. Lucjusz podszedł do niego i rzucił mu jedno z tych swoich nieczytelnych spojrzeń. Może był zirytowany, że Harry jednak prace nad domem postanowił zacząć sam. Malfoy bywał perfekcjonistą. Bardzo łatwo było to zauważyć. Jego strój zawsze był doskonale dobrany, a wystąpienia przemyślane. Wszystko zapięte na ostatni guzik. I to musiało być męczące. Harry wiedział bowiem również, że za tą maską kryje się całkiem normalny człowiek. Jedna czy dwie butelki whiskey uświadomiły mu, że ideały nie istnieją. I nawet Lucjusz Malfoy bywa po prostu zmęczony.

- Wszedłeś? – spytał krótko mężczyzna.

- Nałożyłeś na mnie jakieś zaklęcie namierzające? - spytał w zamian, nie chcąc się przyznać jak wielkim tchórzem był.

- Osobiście zatwierdziłem to połączenie między Ministerstwem a Hopewellami. Nie sądziłeś chyba, że gdy ktoś go użyje, nie zostanę powiadomiony – stwierdził Lucjusz nie mrugnąwszy nawet okiem.

To faktycznie było tak proste, że Harry znowu poczuł się jak idiota.

- Wszedłeś? – spytał jeszcze raz Lucjusz.
Harry wiedział, że mężczyzna nie ustąpi.

- Nie – odparł, czekając na jakiś zgryźliwy komentarz.

To było śmieszne bać się zwykłego domu. Może był to nawet jego nowy bogin. Nie chciał sprawdzać. Nagle wydało mu się, że jego życie składało się z samych lęków, które w miarę dorastania pokonywał. Strachu przed samotnością, który zwalczył posiadaniem przyjaciół. Lękiem przed Voldemorta, którego pokonał. Mógł tak wymieniać w nieskończoność, bo koniec końców nawet Severus Snape okazał się nie tak straszny jak mu się wydawało. Bywały nawet chwile, że tęsknił za jego nieskażonymi manipulacjami ludzkimi osądami. Severus Snape był człowiekiem, który mówił prawdę. I dostrzegł to naprawdę bardzo późno.

- Snape kochał moją matkę – powiedział w końcu, nie wiedząc nawet dlaczego dzieli się tym z Lucjuszem.

Do tej pory wspomnienia z myślodsiewni poznali tylko Ron i Hermiona.

Malfoy nie wydawał się oczywiście zaskoczony.

- On był pierwszy tutaj. Widziałem w jego wspomnieniach jak wbiegł do domu, a potem... - urwał Harry.

Obraz jego zmarłej matki wciąż był jak żywy przed jego oczami.

- Jeśli nie chcesz, nie musimy tutaj wchodzić – odparł Lucjusz, zaskakując go kompletnie. – Ten dom nie jest niezastąpiony, ale musimy wiedzieć teraz – dodał.

Harry pokiwał przecząco głową, ponieważ ucieczka nigdy nie była najlepszą formą rozwiązywania problemów. Zrobił pierwszy krok w stronę starej bramy, macając w kieszeni klucz. Teoretycznie go nie potrzebował. Wiedział, że zamki posiadłości są magiczne i wystarczył fakt, że pochodzi z rodziny, a drzwi otworzą się przed nim. Jednak użycie klucza wydawało mu się odpowiednie. Ostateczne.
Zamek chrobotnął, zapewne nieużywany od lat. Drzwi otworzyły się z jękiem i Harry wszedł do środka, starając się robić głębokie wdechy.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz