Rozdział 2: rekrutacja

206 14 7
                                    

— Perkele! — otworzyłem oczy zdenerwowany. Zerwałem się z łóżka i wyskoczyłem wprost na drżącą podłogę. Przeszedłem przez mój pokój i wparowałem do salony, szorując bosymi stopami po zakurzonej podłodze. Przeklinałem pod nosem i otworzyłem okno w kuchni, aby móc przez nie wyjrzeć. Stąd widać było ulicę, którą można było dojść do bramy mojej kamienicy.

Jednak nie wczesna pora pobudki mnie tak denerwowała. Denerwowała mnie grupa robotników, którzy opierali się o barierki i obserwowali jak jakaś wielka koparka zawraca, aby potem móc sięgnąć po kolejną ilość piasku. Czułem, że żyłka na moim czole zapulsowała i zacząłem na nich krzyczeć. Olali mnie beztroskimi spojrzeniami, aż w końcu się poddałem i zamknąłem okno. Przetarłem twarz.

Zaburczało mi w żołądku i dotarło do mnie, że wczoraj nie zrobiłem żadnych zakupów. Spojrzałem na zegarek. Dobrze, miałem jeszcze cztery godziny do rozpoczęcia treningu. Mogłem coś spokojnie zjeść i się umyć.

Ten dzień był ponury. Po niebie powoli wlokły się szare chmury, które zwiastowały chłód i deszcz. Wybiegłem z klatki i ominąłem robotników, którzy obserwowali mnie przez jakiś czas. Dotarło do mnie, że wtedy krzyczałem na nich po fińsku...

***

W hali musiałam pojawić się dwie godziny przed rozpoczęciem rekrutacji, aby móc obserwować drużynę w trakcie jej treningu. Przyznam szczerze, że byłam senna, bo miałam problemy ze snem zeszłej nocy, a poza tym pogoda silnie na mnie oddziaływała. Musiałam się jednak zmobilizować, bo wiedziałam, że Bruno będzie dziś na mnie polegał.

— Dzień dobry, Malwino — przywitał się, a ja podskoczyłam na ławce. Właśnie segregowała dokumenty i nie usłyszałam jak wchodził na halę. — Wybacz, jeżeli cię przestraszyłem...

— Nie, nie! — pokręciłam głową. — No dobrze, trochę...

Uśmiechnął się delikatnie, a potem odstawił swoją torbę koło mnie. Popatrzyłam na niego z uznaniem. Oto i on - kapitan Nowego Elementaris. Był wzrostu Cyrusa, ale miał zdecydowanie groźniejszy wyraz twarzy, płomiennorude, prawie czerwone włosy i te bystre oczy, które zawsze stanowiły dla mnie zagadkę.

— Mam szczerą nadzieję, że znajdziemy dzisiaj kilka ciekawych talentów — poinformował Bruno całkiem spokojnym tonem. — Nie mamy jeszcze kompletnej drużyny...

— Nie będzie tak źle — wskazałam na listę zawodników. — Co prawda brakuje nam siedmiu osób, ale da się ich znaleźć...

— Mamy coraz mniej czasu — zauważył Bruno, przystawiając dłoń do podbródka. To była jego częsta poza, gdy nad czymś intensywnie myślał. — No nic, Malwino, mam nadzieję, że twój analityczny umysł odnajdzie tych najlepszych. Dzisiaj mają być tłumy, z tego co wiem... Wielu chce dołączyć do Nowego Elementaris.

Uśmiechnęłam się i przyłożyłam clipboard do piersi.

— Dziwisz się? Kierujesz najlepszą drużyną w kraju! To prestiż, by do niej należeć!

Bruno uśmiechnął się delikatnie i otarł czoło frotką.

— Gdzie jest moja, pożal się Boże, drużyna? — spytał, rozglądając się po boisku. — Jeżeli zapomnieli...

— Widziałam Dawida i Nataniela, są w szatni. Zaraz przyjdą.

I istotnie, po kilku minutach zebrała się obecna część drużyny. Aby utworzyć całą, brakowało jeszcze siedmiu graczy. Bruno chciał wystawić najsilniejszy skład, szukając wśród studentów wszelkich talentów i predyspozycji. Bowiem to Bruno, również jako kapitan Nowego Elementaris, był także przewodniczącym uniwersyteckiego koła zainteresowań koszykarskiego. Często zmieniał skład drużyny, przyjmując i odrzucając innych członków, pozostawiając jeden jej pewny trzon. Pięciu graczy - siebie samego, Maksymiliana, Dawida, Norberta i Nataniela. Oczywiście kapitanem był od niedawna, ale styl miał podobny do Cyrusa. Blondyn też utrzymywał stały trzon z pięciu osób. Reszta była wymienna, ale na czas EuroBask, Bruno musiał zebrać dwunastu członków drużyny spośród wszystkich studentów.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz