Rozdział 40: ósmy cud

298 11 45
                                    

Bruno zasnął praktycznie zaraz po położeniu się do łóżka. Nim to uczynił, przeprosił mnie za rzucenie torby sportowej w kąt pokoju, jakby dokonywał aktu wielkiej zbrodni. Następnie ułożył się na wygodnym i miękkim materacu, pragnąc jedynie zakończyć ten dzień. Tyle godzin przepełnionych wysiłkiem fizycznym, bólem, przegraną i rozczarowaniem.

Nie włączyliśmy nawet światła, błądząc między cieniami a promieniami ulicznych latarni. Z dala od stadionowych reflektorów. Daleko od błysku fleszy aparatów i migających diod kamer.

Nim sama położyłam się obok mojego chłopaka, który już cicho pochrapywał, wzięłam ciepły prysznic. Następnie, poruszając się w obłokach pary, zmoczyłam biały, hotelowy ręcznik zimną wodą. Opuściłam łazienkę, kierując się do Brunona. Chłodny okład położyłam na jego czole, wierząc, że chociaż trochę ulży w bólu.

Spięłam włosy z tyłu głowy i ubrałam się w piżamę. Nie miałam ochoty spać, chociaż zmęczenie zdawało się mną rzucać o podłogę. Dotarłam do balkonu i uchyliłam drzwi. Chłodny wiatr Paryża musnął moją twarz, co było jednym z najprzyjemniejszych doznań dzisiejszego wieczoru.

Oczywiście... poza wyznaniem miłości.

Obejrzałam się przez ramię na śpiącego kapitana Nowego Elementaris, na zapalonego koszykarza.

Ile to czasu minęło odkąd usłyszałam szczere „kocham cię"? Czy byłam gotowa na obowiązki i wyzwania jakie wiązały się z tym uczuciem? Wiedziałam, że nie mogłam go teraz zostawić. Bałam się, to prawda. Nie sądziłam, że nasza relacja tak szybko się rozwinie. Ale dawaliśmy sobie szczęście, więc czy powinnam się obawiać?

Może pora zostawić za sobą dawne czasy. Tak jak zrobił to Oliwier. Tak jak zrobił to Gaspar. Tak jak zrobił to Marcel. Chciałam do nich dołączyć. Opuszczając ponurą przeszłość, mogłam iść ku nowej, cudownej przyszłości. Którą sama wykreuję.

Czy starczy mi sił?

Oczywiście, że tak! Spójrz jak daleko zaszłaś! Rok temu byłaś zagubioną dziewczyną, i nie wiedziałaś co masz robić. Nie wiedziałaś gdzie iść. Nie miałaś celu. Praktycznie nie istniałaś!

Spójrz teraz na siebie. Przez cały sezon koszykarski byłaś aktywna. Walczyłaś ramię w ramię ze swoimi przyjaciółmi, aby mogli osiągnąć tytuł mistrza. Nie poddawałaś się, choć czasem było ciężko. Dostrzeżono w tobie potencjał, którego nie byłaś świadoma. Stałaś się częścią czegoś wielkiego. Nie jesteś już bezsilną jednostką.

Jesteś silną dziewczyną. Wierzącą w siebie. Znającą swoje atuty. Świadomą swojej wartości.

A więc tak. Dasz sobie radę.

Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Zrzucając okowy przeszłości, położyłam się obok Brunona. Oddychał miarowo, pogrążony w snach. Wyglądał tak spokojnie. Przysunęłam się i pocałowałam go w usta. Zasmakowałam ciepłego oddechu i wróciłam na swoją poduszkę.

Teraz pora i na mój odpoczynek.

***

Nie mogłem zasnąć.

Leżałem w ciemnym pokoju, wpatrując się w kawałek zimnej ściany. W mojej głowie toczyła się bitwa między myślami analizującymi przebieg całego meczu a skrajnym wyczerpaniem i bólem. Ich konflikt zdawał się nie mieć końca, przez co ja mogłem jedynie bezsilnie słuchać tych dwóch, zwaśnionych stron.

Postanowiłem się skupić na czymś innym. W dalszej części pokoju spał Marcel. Choć, biorąc pod uwagę jego szybszy oddech, po prostu udawał że śpi. Podobnie do mnie. Żadne z nas jednak nie szukało tematów do rozmowy.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz