Rozdział 10: otrzęsiny

101 9 1
                                    

Głośna muzyka prawie rozsadzała mi uszy, gdy rozpoczęła się impreza dedykowana studentom. Mogłem się spodziewać takiego natężenia dźwięków, ale i tak nie słyszałem własnych myśli. Na moje nieszczęście musiałem stać za barem, a to oznaczało, że przez kilka godzin nie miałem życia. Nalewanie i rozdawanie alkoholu było bardzo męczące. Znaczy... nigdy bym się nie spodziewał, że tak męczące! Postanowiłem, że od tego momentu, już zawsze będę podchodził z szacunkiem do wszelkich barmanów i barmanek. Oni byli dowódcami wodopoju.

Kilka razy śmignęły mi przed oczami znajome twarze. Malwina bawiła się razem z Natanielem i Dawidem, gdzie blondyn pilnował pozostałych. Siedzieli przy stoliku niedaleko mnie. Dawid już był pijany i śmiał się ze wszystkiego dookoła, ale Malwina nie była lepsza. Jedynie Nataniel zachowywał swój obojętny wyraz twarzy i nie byłem pewien czy wypił chociaż trochę.

Widziałem też resztę Nowego Elementaris, która bawiła się w najlepsze. Nie byłem świadom tego, że mam tylu królów parkietu w drużynie. Na czele wszystkich tancerzy stał Filip, wymachując swoją blond grzywą w rytm muzyki, wabiąc wokół siebie duże ilości dziewczyn. Jako popularny model, byłem pewien, że któraś pójdzie z nim dzisiaj do łóżka, pod warunkiem, że Filip nie rzuci jakiegoś dziwnego komplementu, z których słynął. Cóż, bezpieczniej było założyć, że jednak dzisiaj dostanie plaskacza niż ciało spragnionej dziewczyny.

Ze swojego tronu jednak nie poruszył się Bruno, który skinął mi głową. Siedział przez cały czas w loży, rozmawiając z wymieniającymi się osobami, a mnie ciekawość zżerała od środka o czym mógł mówić. O czym mógł mówić kapitan w czasie wolnym i na głośnej imprezie? Był dystyngowany jak zawsze, czy wrzucił na luz i rozmawiał o, no nie wiem, seksie?

Szczerze mówiąc nasze ostatnie spotkanie rozpamiętywałem całkiem pozytywnie. Nasza rozmowa nie była przerywana przez niezręczną ciszę, a na dodatek poznałem inną stronę Brunona. Nigdy nie sądziłem, że będzie mi się tak dobrze rozmawiało z kapitanem własnej drużyny. Oni zawsze wydawali mi się być nieosiągalni na stopniu koleżeńskim. A jednak Brunona polubiłem, co było trochę dziwne, bo widziałem jaki był z zachowania — surowy i władczy. Nie wiedziałem czemu, oblizałem wargi.

— Werek! — Zza baru, dosłownie, wyskoczył Marcel, uśmiechając się promiennie. Zamknąłem oczy. — Rozdajesz alkohol?

— Nie za darmo — oświadczyłem.

— To poproszę trzy piwa. — Dla pewności uniósł trzy palce i podsunął mi je przed twarz. Zmarszczyłem czoło. — Wpadłem na pierwszaków z kierunku i lecę się integrować.

— Naprawdę? Którzy to?

Marcel wskazał za siebie kciukiem. Za nim stała dwójka studentów o ponurych wyrazach twarzy. Uniosłem brew, gdy czarnowłosy z długą grzywką, spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Jego towarzysz, również brunet, w czerwonych okularach, wyglądał na zdenerwowanego taką obecnością ludzi.

— Mateusz i Wiktor. Dostali się właśnie do drużyny pływackiej — wyjaśnił. — Mamy o czym gadać, w końcu ja też jestem nowicjuszem w drużynie, prawda? — zaśmiał się. — Dzięki, Werek. — Zazdrość mieszała się z podziwem, gdy obserwowałem jak niesie trzy kufle w kierunku swoich znajomych, nie wpadając na innych studentów.

Fakt, że nie mogłem się napić, jakoś mi nie przeszkadzał. Dobra, strzeliłem sobie dwa shoty, ale to tak na zachętę.

Co jakiś czas głos zabierał niejaki Gerard. Okazało się, że był to nowy przewodniczący samorządu uczniowskiego, który swoją kadencję zaczął od wielkiej imprezy otrzęsinowej, przychylając ku sobie zdecydowaną liczbę studentów. Z jego zachowania i ruchów, wywnioskowałem, że czuje się pewnie. Właściwie to wydawał się być na swoim miejscu. Z wyszkoloną już precyzją, uśmiechał się do tłumu, używał swojego magicznego, ciut zachrypniętego głosu, aby czarować cały klub. To był ktoś na swoim miejscu. Przywódca na swoim miejscu. Swoją charyzmą nie robił wrażenia jedynie na Brunonie, który zdawał się być nią samą w sobie.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz