Rozdział 23: za i przeciw

99 8 2
                                    

— Powstało... co? — Oliwier podrapał się z tyłu głowy. Jego ton głosu wskazywał na to, że kompletnie nie wiedział o czym mówię. Pokręciłam głową z dezaprobatą.

— Klub koszykarski — powtórzyłam cierpliwie. — Ze względu na wasz sukces, studenci uniwersytetu złożyli petycję w tej sprawie. Oficjalny klub koszykarski ma za zadanie promować zdrową rywalizację sportową oraz zachęcać studentów do brania udziału w aktywnym życiu. Powstanie sekcja męska i sekcja żeńska. Męska będzie pod nadzorem Brunona, a żeńska... — spojrzałam na wytyczne, które dostałam od trenera. — Hm, zajmie się nią niejaka Helena.

— Super... — burknął.

Oliwier kompletnie nie był zainteresowany tym co się działo wokół. Nawet nie przejmował się tym co do niego mówiłam, a więc postanowiłam go nieco ocucić.

— Bruno powołał także komisję przyjmującą zgłoszenia studentów.

— Ta? I co z tego?

— Jesteś w niej.

— Co, kurwa?! — spojrzał na mnie przerażony. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Takiej reakcji mniej więcej oczekiwałam.

Razem z Oliwierem przybyliśmy właśnie na pierwszy trening Nowego Elementaris w Nowym Roku. Przyjechaliśmy o godzinę wcześniej, a to dlatego, że Oliwier umówił się z niejakim Błażejem. Gdy opowiedział mi zgoła jego historię, zrobiłam głośne: „Awwww! Musimy go przygarnąć!". Dlatego z chęcią towarzyszyłam Oliwierowi, gdy czekaliśmy przed halą. Mimo, że padał śnieg, wcale nie było tak zimno. Chociaż zauważyłam, że Oliwier teraz ciągle nosi ze sobą szaro—czarny szalik, bez względu na pogodę.

— Ja i ty jesteśmy w komisji — uśmiechnęłam się. — Będziemy mieli przydzielone godziny dyżurów.

— Ej, mam swoje życie i inne sprawy na głowie!

— Jakie to? Leżenie z kotem na klacie? Błagam cię, Oliwier. Będziesz po prostu musiał cztery razy w styczniu poświęcić po dwie godziny...

— To mi zabiera osiem godzin miesiąca.

— Wytrwasz — zapewniłam. — Klub rusza w kolejnym semestrze, ale władze uniwersytetu zarządziły przeprowadzanie rekrutacji dużo wcześniej.

— Ech... — westchnął ciężko. Prawdopodobnie jedynie moja obecność powstrzymała go przed zapaleniem papierosa, chociaż odruchowo już sięgnął do kieszeni. Zawahał się i prychnął. — Dobra, niech będzie. Jakoś to wcisnę w mój terminarz.

— No tak, bo przecież jesteś taki zalatany — mruknęłam. Spojrzałam na niego poważnie, zmuszając go do tego, aby i on na mnie spojrzał. Uniósł pytająco brew.

— Co tam, mała?

— Muszę ci zadać pytanie — oznajmiłam, chowając notatki do torby. Nie odpowiedział, ale dalej się wpatrywał, a więc uznałam to za zgodę. — Dzisiaj zapewne rozstrzygnie się los Nataniela w drużynie. Czy... masz zamiar się go jakoś pozbyć?

— Hę? A to ode mnie zależy? — zdziwił się szczerze. Chyba dalej nie rozumiał funkcjonowania drużyny.

— Każdy argument się liczy — wyjaśniłam. — Chcę wiedzieć jakie jest twoje stanowisko.

Zamyślił się chwilę, spoglądając na halę. Ostatecznie wzruszył ramionami.

— Jest mi to obojętne — odpowiedział powoli. — Nie jestem kompetentną osobą do podejmowania takiej decyzji. Z resztą, skąd wiadomo, że w ogóle ten temat zostanie poruszony?

— Bo Bruno już dostał skargi.

— Skargi? — zdziwił się ponownie. Albo był nieogarnięty albo w ogóle myślał o czymś innym. — Ktoś się skarżył na Natana?

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz