Rozdział 20: pierwszy śnieg

134 11 9
                                    

— Możesz już przestać, Madgrey? — zapytał zirytowany Gaspar. — Wiesz, że nienawidzę się powtarzać.

— Kiedy ja tak lubię żuć twoje ucho — wyjaśniłem, a potem wróciłem do gryzienia małżowiny usznej. A właściwie tylko lekko ją podgryzałem. Gaspar poruszył się, zniecierpliwiony, odsuwając się.

— Przestań. To ohydne.

— Ohydne? Czemu?

— Nie wiem... Cały czas mam wrażenie, że mi je przegryziesz. Nie zniosę krwi na mojej kanapie.

Zamrugałem oczami.

— To byłby twój problem, gdybym ci odgryzł ucho?

— Krew bardzo ciężko się zmywa... — rzucił cicho, wracając spojrzeniem do telewizora. Gwizdnąłem i wróciłem na swoje miejsce, opierając się o podgłówek.

— A chciałem z ciebie zrobić van Gogha...

— Nie to ucho — prychnął.

Spędzałem właśnie czas u Gaspara. Było to leniwe, sobotnie popołudnie. Umówiliśmy się, że wytrzymamy siebie przez weekend, bo Malwina wyjechała razem z Brunonem. Ale to historia, którą ona będzie opowiadać.

Od naszego finałowego meczu minął tydzień, podczas którego nie mieliśmy ani jednego treningu. Bruno powiedział, że możemy sobie odpocząć, ale przed Świętami Bożego Narodzenia jeszcze się spotkamy. Obawiałem się nieprzyjemności, w których Malwina przedstawi nam nasze niedociągnięcia w finałowym meczu. Mogliśmy się cieszyć ze zwycięstwa, ale ledwo je osiągnęliśmy.

Odsuwałem to w przyszłość, delektując się momentami spędzonymi z Gasparem. Zauważyłem, że nasza przygoda zaczęła się całkiem spontanicznie i niewinnie. Nie planowaliśmy nic poważniejszego, a jednak od półtora miesiąca spotykaliśmy się i można by powiedzieć, że się umawialiśmy, ale żadne z nas nie chciało tak tego nazwać.

W końcu ani on ani ja nie szukaliśmy niczego konkretniejszego poza seksem. Inna sprawa, że całkiem fajnie mi się z nim spędzało czas. Oczywiście o ile czymś mnie nie wkurwił.

— Naprawdę chciałbym ci coś kupić na Boże Narodzenie — powiedziałem w końcu. Gaspar zjechał wzrokiem z telewizora i zatrzymał się na mnie.

— Co?

— Wiem, wiem, nie jesteśmy parą. I nie chcę abyś traktował to jako coś wiążącego. Po prostu myślę, że to jest fair.

— Oliwier Madgrey przejawia wyrazy dobroci? — rzucił kpiącym tonem. — O, Duchy Przeszłych, Teraźniejszych i Przyszłych Świąt, możecie być spokojne!

— To nikogo nie śmieszy, wiesz?

— Jasne, że nie. Pewnie nawet nie wiesz o czym mówię.

— Zajebać ci? — warknąłem głośno. — Bez łaski! Nie chcesz prezentu, to nie!

Gaspar milczał chwilę, a potem przejechał dłonią po moim ramieniu. Strąciłem ją szybkim ruchem.

— Nie obrażaj się — poprosił. — Przecież żartowałem.

— Nie obrażam się! — odpowiedziałem. Potem dotarło do mnie, że brzmię jak dziecko. Westchnąłem głośno i zjechałem z kanapy, lądując na podłodze. — Po prostu wkurwia mnie to jak myślisz, że nie robię nic dobrego. Tak jakbym był przynajmniej pomiotem Zła!

— Sam mówiłeś, że jesteś złym człowiekiem — zauważył.

— Tak, kurwa...! — zacząłem, ale zabrakło mi słów. Faktycznie to często powtarzałem. — Nie zawsze, ok?

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz