Rozdział 26: elegancja

125 9 40
                                    

Denerwowały mnie te wszystkie spojrzenia. Były przepełnione ciekawością, której tak nie lubiłem. Oparty o ścianę budynku, ignorowałem je, wpatrując się uparcie w drzwi do szkoły. Wypuściłem dym z ust i przetarłem nos.

Zgodnie z zaleceniami Błażeja, miałem na niego czekać, gdy skończy lekcje. Dziwnie się czułem, obserwując uczniów liceum, którzy właśnie opuszczali budynek po skończonych zajęciach. Odnosiłem wrażenie, że wcale tu nie pasowałem. Głównie ze względu na wiek, wzrost i fakt, że jako jedyny nie miałem plecaka lub torby.

Kolejno mijające mnie grupki uczniów (głównie uczennic), zaszczycały mnie swoimi spojrzeniami. Unosiły brwi, badały wzrokiem, chichotały, prychały lub po prostu uciekały. Czułem, że budziłem skrajne emocje wśród uczennic liceum. Od strachu przez zainteresowanie. Miałem znajomego w Finlandii, który umawiał się jedynie z licealistkami, bo te dostawały pierdolca na myśl, że chodzą ze studentem. Przeważnie kończyło się to płaczem, gdy znajomy zabierał to co chciał — dziewictwo — a potem zrywał znajomość.

Odrzuciłem niedopałek i spojrzałem na zegarek. Błażej powinien już skończyć lekcje, ale dalej go nie widziałem. I nie oszukujmy się, nawet wśród tłumu uczniów mógłbym dostrzec albinosa. Warknąłem niezadowolony i schowałem ręce głęboko w kieszeń.

W miarę jak okolice szkoły pustoszały, robiłem się coraz bardziej zdenerwowany. Napisałem do Błażeja, ale nie odpisał. Zadzwoniłem — nie odebrał. Zmienił zdanie?

Nie lubiłem jednak zostawiać tak nie dokończonych spraw, tym bardziej, że dymałem na Pragę Północ, aby się z nim spotkać. Sam pisał, że ma „dożywotni" szlaban, a więc spotkanie się wchodziło w grę jedynie w trakcie jego trasy szkoła—dom.

Odepchnąłem się od ściany i zbliżyłem się do grupki dziewczyn. Siedziały na ławce i wyglądały na rozdarte między pójściem na lekcje, a pójściem na wagary.

— Sorry — zacząłem szarmancko. Cała grupka spojrzała na mnie, udając że wcześniej mnie nie dostrzegły. — Znacie może Błażeja? Chodzi do tej szkoły. Jasne włosy, błękitne oczy, blady...

— Wybielacz? — spytała jedna z nich. Chyba była szefową tego gangu. Na wypowiedziane hasło reszta dziewczyn zaśmiała się złośliwie. Zakładałem, że „Wybielacz" nie miał lekko w szkole. — Szukasz go?

— Ta.

— Jeżeli chcesz mu najebać to musisz stanąć w kolejce — zapowiedziała, odgarniając uroczo swoje ciemne włosy. Posłała mi powłóczyste spojrzenie, które odbiłem zwykłą niechęcią.

— Co masz na myśli?

— Dymek i jego banda właśnie zajmują się nim za szkołą — wyrzuciła z siebie jedna, wyraźnie dumna z posiadanych informacji.

Nie potrzebowałem więcej, aby wiedzieć co się właśnie dzieje. Obróciłem się na pięcie i bez słowa ruszyłem wzdłuż ścian szkoły. Słyszałem jak dziewczyny, z którymi przed chwilą rozmawiałem, podniosły się z ławki, zwabione obietnicą ciekawych atrakcji. Dużo fajniejszych niż lekcje.

Teren za szkołą był ogrodzony nie tylko przez siatkę, ale i przez bloki mieszkalne, które rzucały ponury cień na teren za czymś co zdawało się być salą gimnastyczną. Graniczyła ona z zaśnieżonym boiskiem. Sama sala połączona była łącznikiem z głównym budynkiem szkoły i właśnie tam dostrzegłem grupę chłopaków, śmiejących się z czegoś głośno.

Można by było pomyśleć, że wszyscy znają się bardzo dobrze i po prostu spędzają wspólnie czas, ale gdy jeden z nich został wrzucony w śnieg, nie było mowy o pomyłce. Warknąłem głośno i ruszyłem na nich z impetem.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz