Rozdział 30: wice-kapitan

102 10 15
                                    

Nie sądziłem, że kiedykolwiek wrócę do domu nad ranem trzeźwy, ale z poczuciem jakbym wypił dwadzieścia drinków. Kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze, miałem ochotę kogoś uderzyć i szczypały mnie oczy od braku snu i zimna.

Ta noc była wyjątkowo nieudana. Spisała mnie też policja, ale poza tym obyło się bez większych przygód. Zanotowali i życzyli dobrej nocy. Chyba rozumieli, że niektórzy byli pokrzywdzeni w walentynkową noc.

Byłem na siebie zły. Czułem obrzydzenie i liczyłem na to, że prysznic pozwoli mi zmyć z siebie cały ten brud. Chociaż odnosiłem wrażenie, że nie pozbędę się prędko tych wyrzutów sumienia.

Rzuciłem kurtkę na półkę z butami i poczłapałem się do łazienki. Rozebrałem się szybko, w kompletnej ciszy poranka. Wlazłem do kabiny i przekręciłem kurek. Ciepła woda, uderzająca o moje ciało, była przyjemna, ale tak jak przypuszczałem, nie roztopiła wielkiego sopla lodu w moim sercu.

Gaspar nie odezwał się przez całą noc.

Przyłożyłem czoło do chłodnych kafelków i nabrałem powietrza. Jak mogłem to wszystko tak zaplątać? I dlaczego dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, co tak naprawdę myślę o Gasparze? Czy to była miłość?

Nieważne, co to było, czułem się teraz jak szczeniak. A fakt, że skrzywdziłem kogoś takiego jak on, sprawiał, że miałem ochotę zamknąć się w tej łazience i już nie wychodzić. Palił mnie wstyd. I zawiodłem go. Tak bardzo...

Ogrzewałem się jeszcze przez kilkanaście minut. Dopiero wtedy, otępiały, opuściłem prysznic, nie myjąc się nawet żelem czy czymkolwiek. Po prostu chciałem stać pod strumieniem wody. Wytarłem się pobieżnie i opuściłem łazienkę.

Miałem ochotę na kawę, ale, o dziwo, nie chciało mi się palić. Ruszyłem do kuchni, ubrany w bokserki i luźny t—shirt. Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem płomiennorudych włosów. Dopiero, gdy sięgnąłem po pudełko z kawą, zamarłem. Obejrzałem za siebie, aby dostrzec kapitana Brunona, siedzącego przy stole.

Wpatrywał się we mnie z zaintrygowaniem. Krzyknąłem i prawie się przewróciłem. Pomyliłem domy?

— Dzień dobry, Oliwierze — powitał mnie spokojnym tonem.

— T-Ty! — Wskazałem na niego palcem. — Co TY tu robisz?

— Piję herbatę. — Zmarszczył czoło i skinął na parujący kubek. — Słyszałem, że bierzesz prysznic...

— Uch... cóż... — Przyjrzałem się mu. — Nocowałeś tu?

— Nocował. — Na to pytanie odpowiedziała mi Malwina, która dotarła do nas w podskokach. Miała potargane włosy, rozmarzone spojrzenie i pląsała niczym leśna nimfa. Zatrzymała się przy kapitanie i przytuliła go. — Mamy dla ciebie wieści...

Wypuściłem głośno powietrze z płuc.

— O cholera — podsumowałem. Malwina posłała mi nieprzyjemne spojrzenie.

— Pójdę wziąć prysznic — oznajmił Bruno. — Mogę skorzystać z jakiegoś ręcznika?

— Jasne! Pokażę ci.

Malwina zniknęła na chwilę z Brunonem w łazience, a ja dalej trawiłem informacje, które właśnie uzyskałem. Malwina i Bruno razem? Menadżerka i kapitan? Wiedziałem, że Malwina łatwo się zakochuje, ale że kapitan coś poczuł...? On miał w ogóle serce?

Ha! I kto to mówi...?

Malwina wróciła chwilę później, wyraźnie zadowolona. W tym czasie ja przygotowywałem sobie kawę. Dziewczyna oparła się o blat obok mnie i szturchnęła delikatnie mój bok.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz