Port praski jak zawsze wyglądał na odrobinę niebezpieczne miejsce, chociaż fajnie się tu paliło papierosy. Zwłaszcza w tak spokojny wieczór, gdy większość osób spędzała Święta w domach. Co jakiś czas za moimi plecami przejeżdżał samochód, atakując długimi światłami drzewa. Te rzucały długie cienie, przesuwające się po zaśnieżonej ziemi. Z nudów uciskałem śnieg pod moimi butami.
Czekałem właśnie na tajemniczego <8>. Obiecał mi, że na drugi dzień Świąt będziemy mogli się spotkać. Właśnie dlatego pojawiłem się na porcie praskim, bo jak się okazało, anonim pochodził z Pragi Północ. Ponieważ najłatwiej było mi się tu dostać, postanowiliśmy, że tu się spotkamy. I czekałem.
Wpatrywałem się w wieczorną panoramę Warszawy, gdzie ku niebu pięły się wieżowce, a wśród nich - Pałac Kultury. Ten widok wyglądał naprawdę oszałamiająco, zwłaszcza gdy wszedłem na stare wały, które kierowały się w głąb rzeki. Musiałem uważać na lód, aby nie wpaść do wody, więc nie ryzykowałem kolejnych kroków, zatrzymując się w połowie drogi.
Nie denerwowałem się tym spotkaniem, chociaż nie wiedziałem kto ma przyjść. Nie widziałem tego chłopaka. Na dobrą sprawę, to może być też dziewczyna, która podawała się za chłopaka! W co ja się wplątałem?
Niby było to głupie, ale musiałem przyznać, że sam pomysł anonimowej wymiany smsów nie był taki zły. Wiele razy mi to pomogło i pozwalało się uśmiechnąć. Z chęcią kontynuowałbym tą znajomość.
Ktoś poruszył się za drzewami, więc spojrzałem w tamtym kierunku. Jednak to była jedynie zapalona biegaczka z zaczerwienioną twarzą. Oddychała głośno, że nawet ja ją usłyszałem. Minęła mnie jedynie, biegnąc dalej.
Wraz z chłodniejszym podmuchem, poprawiłem swój szalik. Nosiłem prezent od Gaspara tak jak mnie prosił. Nie chciałem mu przyznać racji, ale było mi o wiele cieplej w szyję. No i był bardzo wygodny.
Jeżeli chodziło o Gaspara to utrzymywaliśmy kontakt poprzez Facebook'a. Pisaliśmy do siebie, gdy tylko mieliśmy czas. Był na tyle miły, że wysłał mi zdjęcie zaśnieżonej wieży Eiffla, na co ja mu odesłałem zdjęcie Sampo w czapce Świętego Mikołaja. Niestety Warszawa nie posiadała wielkich, metalowych konstrukcji słynnych na całych świat. A kota w czapce wszyscy kochają.
Znów usłyszałem czyjeś kroki. Tym razem ku mnie szedł starszy mężczyzna z psem u boku. Szli spokojnie w moim kierunku, a mi zabiło serce. To z nim cały czas pisałem? Uśmiechnął się do mnie, posłał mi przyjazne spojrzenie zza okularów, a pies szczeknął wesoło.
Byłem tym trochę zaskoczony, bo facet wyglądał na zdrowo po pięćdziesiątce. I lubił psy. Już otwierałem usta, aby coś powiedzieć, ale on mnie minął i ruszył dalej ze swoim ciekawskim świata psem, który po drodze obwąchał moje buty.
Moje. Piękne. Nowe. Buty.
Zamknąłem oczy i zwróciłem się w kierunku centrum. Skucha. To też nie był mój <8>. W takim razie były dwie możliwości — albo mnie zobaczył i uciekł, ale to niemożliwe, bo już mnie no widział. No chyba, że teraz się wystraszył. Albo po prostu się spóźniał tak często jak ja.
W trakcie gdy pan z psem przechadzali się dalej po wałach, dostrzegłem kątem oka kogoś kto szedł po ścieżce, niedaleko ulicy. Ten ktoś się rozejrzał, a potem skierował na sam dół, przedzierając się przez drzewa.
Wstrzymałem oddech i czekałem.
Ku mnie szedł niski, szczupły chłopak, którego puchatą muskulaturę tworzyła naprawdę gruba kurtka. Miał też czapkę z pomponem, który podskakiwał z każdym krokiem. Zatrzymał się na samym brzegu i zawahał. Obserwowałem go i uniosłem dłoń, aby skinąć na niego palcami. Zarumienił się mocno, spuścił wzrok i ostrożnie wszedł na wał, kierując się do mnie.
CZYTASZ
Ósmy cud
Teen FictionBohaterem jest młody delikwent Oliwier, który stracił wiarę w miłość do koszykówki, ale również do relacji. Po rodzinnej kłótni przeprowadza się z Helsinek do Warszawy, gdzie poznaje członków drużyny koszykarskiej oraz niezwykle atrakcyjnego Francuz...