Rozdział 32: agresja

98 6 4
                                    

Równo o godzinie siedemnastej trzydzieści, do Spreso wszedł Krystian. Z wdzięcznością powitał chłodne wnętrze kawiarni, rozkoszując się przyjemnym zapachem kawy. Zamknął za sobą drzwi, aby być pewnym, że gorące powietrze nie wślizgnie się tu za nim.

Obdarzony pieprzykiem pod prawym okiem Krystian, nie miał szczególnej ochoty na żadną z kaw, które wypisane były ładnym pismem na czarnej tablicy. Ktoś musiał się naprawdę postarać, używając wielu kolorowych kred, aby zwabić wzrok klienta.

Zza baru uśmiechała się do niego ładna blondynka. Nie do końca był w stanie stwierdzić w co się ubrała, bo miała na sobie zielony fartuszek. Wystawała zza niego jedynie flanelowa koszula, rozpięta pod szyją. Chcąc nie chcąc, wzrok Krystiana zjechał nieco niżej, wstydliwie badając okolice piersi. Był pewien, że zobaczył jakiś wisiorek.

— Dzień dobry — przywitała się, przypominając mu o manierach. Chyba niczego nie zauważyła, bo dalej uśmiechała się szeroko. — Coś panu podać?

Zamyślił się chwilę.

— Proszę, nie mów do mnie per „pan". Czuję się z tym niekomfortowo — wyznał jak na spowiedzi. — Mów mi Krystian.

Dziewczyna skinęła głową.

— Sonia — odpowiedziała, uśmiechając się przyjaźniej. — To co chcesz, Krystian?

— Nic ciepłego. — Mimowolnie zerknął w stronę okien. Upał za oknem był nie do zniesienia, a był ledwo koniec kwietnia.

— Może mrożona kawa? — zaproponowała, wskazują na cennik. — Idealna na takie temperatury.

— Z zaufaniem, powierzę się w twoje ręce — odpowiedział uprzejmie. — Niech będzie mrożona kawa.

— Na miejscu czy na wynos?

— Na... miejscu.

Pochyliła się, aby zanotować zamówienie, a także, aby odnotować je na kasie. Uśmiechnęła się.

— To krzyżyk — powiedziała.

— Proszę? — Zamrugał oczami, prawie podrywając się z miejsca.

— Krzyżyk — powtórzyła, nie wypadając z roli uprzejmej kasjerki. Sięgnęła pod koszulkę i wyjęła złoty łańcuszek, na którego końcu znajdował się krzyż, widziany w setkach kościołów. Miejsce w okolicach piersi Krystiana, zapiekło go delikatnie jakby jego własny łańcuszek, z dokładnie takim samym medalikiem, rozgrzał się do czerwoności.

— Nie chciałem...!

— Nic się nie stało — zapewniła. — Proszę usiąść. Zawołam, gdy będzie gotowa.

— Jasne.

Skrępowany i onieśmielony wycofał się w głąb kawiarni, wierząc że Sonia nie postanowi mu czegoś dosypać do kawy. Dopiero po chwili przypomniał sobie po co tutaj właściwie przyszedł, fatygując się z końca Warszawy.

EuroBask.

Usłyszał plotkę, że mecze będzie można oglądać właśnie w tym miejscu. Z tego co wiedział, Oliwier i Marcel, członkowie Nowego Elementaris tutaj pracowali, a ich szef postanowił im kibicować. Stąd właśnie w kącie pomieszczenia znaleźć można było piłkę do koszykówki, na której podpisywały się osoby życzące szczęścia drużynie. Domyślił się tego, gdy jakaś kobieta złożyła podpis, a następnie usiadła, kierując swój wzrok na telewizor.

— Krystian? — Usłyszał. Zaskoczony, obejrzał się przez ramię. Nie spodziewał się tu zastać nikogo ze swoich znajomych, których celowo unikał. W końcu Boski Wiatr przegrał finałowy mecz fazy eliminacyjnej do EuroBask. Większość jego kolegów z drużyny nawet nie myślała oglądać mecze. Dlatego przez chwilę poczuł się jak złapany na gorącym uczynku.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz