Rozdział 29: serca kapitanów

80 8 5
                                    

RANEK

Gaspar drzemał przy łóżku Cyrusa. Nie powinien tego robić, bo obiecał sobie, że będzie pilnować przyjaciela. Jednak nawet on nie mógł wytrzymać całonocnego czuwania. Zastąpił tym samym babcię i siostrę Cyrusa, które poszły się odrobinę przespać w domu. Lekarze nie robili specjalnego problemu, gdy dostał oficjalne pozwolenie od rodziny na pozostanie z pacjentem.

Miarowe pikanie maszyny podłączonej kabelkami do jego bladego ciała było usypiające. Gaspar ocknął się nagle, a na zewnątrz panowała poranna szarość zimowego poranka. Przeczesał swoje włosy i spojrzał na przyjaciela.

Spał, zmęczony ostatnimi dniami. Przypomniał sobie, jaką ulgę poczuł, gdy Cyrus opuścił salę operacyjną. Doktor przekazał dobre wieści. Operacja się udała, nie należało bać się komplikacji. Samej wady nie było możliwości wyleczyć, nie dysponowano jeszcze technologią zmieniającą budowę serca, ale udało się wyeliminować część, która była odpowiedzialna za przyśpieszenie akcji serca. Innymi słowy, Cyrus mógł w końcu pożegnać się z nagłymi atakami zmęczenia i zawrotów głowy.

Gaspar wtedy prawie się wzruszył, gdy babcia chłopaka przekazała mu dobre wieści. Przytulił ją, uśmiechając się.

Zanim można było sensownie porozmawiać z pacjentem, który po operacji dalej był otumaniony przez znieczulenie, minęło trochę czasu. Jednak było zabawnie, gdy widział nad sobą wirujące piłki do kosza.

Roksana i Bruno dołączyli do reszty pod wieczór, kiedy Cyrus już był po operacji, w dobrym humorze.

— Mówiłem, abyście się nie denerwowali — mówił, kręcąc głową.

— Cyrus! — Roksana uściskała go mocno. — Och, Cyrus!

— Zmiażdżysz mi kości — poinformował.

— Daj się nacieszyć sobą siostrze — pouczyła Bianka. — Na pewno się martwiła.

— Tylko o tym myślałam, ty przeklęty kapitanie! — zawyła Roksana.

Gaspar uśmiechnął się i wstał z krzesła. Ponury poranek zapowiadał raczej nieciekawy dzień zakochanych. No i Oliwier już wrócił z obozu, może znajdzie dla niego trochę czasu? Nie musiał już być tak często w szpitalu.

Opuścił salę, idąc do jedynego automatu z kawą na piętrze. Odkąd poznał Oliwiera, nie był fanem „siuwaksów" z automatów, ale to musiało mu teraz wystarczyć. Wrzucił drobne do maszyny, a ona z buczeniem wypluła kubek i ciepły napój.

To takie niezdrowe, skarcił się w myślach. Jeszcze papieros i byłbym jak Oliwier...

Oparty o zimną ścianę, odetchnął po raz kolejny z ulgą.

Obserwował, jak pielęgniarki zaczynają poranne wizyty u pacjentów, aby sprawdzić ich stan. Nie chcąc przeszkadzać na sali, odczekał na holu. Zgniótł papierowy kubek i wrzucił do kosza. Kawa nieco go ogrzała i rozbudziła.

Do Cyrusa wrócił kilka minut później, gdy dwie pielęgniarki opuściły jego salę. Gaspar po ich minach domyślił się, że nie mają większych zastrzeżeń co do zdrowia kapitana. Blondyn dalej wyglądał na zaspanego i przecierał oczy.

— Dzień dobry — przywitał się Gaspar.

— Dzień dobry — odpowiedział. — Te wczesne pobudki trochę mnie męczą...

— Zawsze byłeś rannym ptaszkiem.

— Tak, ale teraz mam ochotę spać... z dwa dni — dodał.

— Koło jedenastej ma przyjść Roksana — poinformował go. — Wtedy się zbiorę i dam ci już święty spokój.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz