Rozdział 35: historia trójki przyjaciół

107 8 10
                                    

Mecz nie rozpoczął się dla nas za dobrze. Irlandczycy zdobyli piłkę po rzucie sędziowskim, a zaraz potem zaatakowali. Obserwowałem to wszystko z ławki rezerwowej. Siedziałem obok Malwiny, która przeglądała szybko notatki. Skinęła głową i szepnęła coś do trenera. On odpowiedział jej tym samym gestem.

— Przestań! — warknęła, a po chwili poczułem clipboard na moim kolanie. Całkiem boleśnie. — Trzęsiesz całą ławką!

— Wrr...

— Nie „wrr" mi tutaj, Oliwier! Przestań ruszać nogą.

Powstrzymałem się na ile mogłem.

Bruno, Nataniel, Filip, Gabriel i Marcel radzili sobie całkiem dobrze, ale Irlandczycy odzyskiwali każdą stratę. Sam Monarcha za to nie brał jeszcze udziału w żadnej konkretnej akcji. Po prostu grał na swojej połowie, podając piłkę innym graczom. Jego zielona koniczynka wyróżniała się na tle pomarańczowego stroju.

Piłka wybita z rąk Marcela, poturlała się prosto pod nogi Patricka. Zgarnął ją z uśmiechem na ustach i pognał przed siebie, po raz pierwszy przekraczając połowę boiska. Zatrzymał go Gabriel, a wtedy przeszedł do kozłowania. Zgiął nogi w kolanach. Poruszał piłką tak szybko między własnymi kończynami, że na moment zniknęła mi z oczu. Kozłował naprawdę nisko i gdy przeciwnik próbował mu ją odebrać, obracał się, dalej kozłując. Po chwili wyminął Gabriela, z piłką po lewej stronie. Gabriel zamrugał bezradnie, oglądając się za siebie. Patrick podał piłkę dalej, a ta wylądowała w koszu.

10 : 4 dla Irlandii.

— Niesamowite! — wykrzyknąłem, gdy Patrick wracał na swoją połowę, przybijając piątkę z kolegą z drużyny.

— Nie schlebiaj przeciwnikom! — odkrzyknął Filip, machając ręką.

Nawet nie zauważyłem jak wstałem z ławki. Patrick i jego kozłowanie było niewiarygodne. Pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego. Wiedziałem, że ta technika jest przydatna do wyminięcia przeciwnika i utrudnienia mu przejęcia piłki, ale kozłowanie w wykonaniu Patricka było po prostu niepowtarzalne.

Po raz pierwszy od bardzo dawna zapragnąłem posiadać czyjś talent. Kozłować tak jak Patrick. Nie pozwalać sobie odebrać piłki.

Oblizałem wargi z ekscytacji.

Malwina pociągnęła mnie za mój jersey, abym wrócił na miejsce. Opadłem na ławkę, wstrząsając ją.

— To na pewno nie koniec jego talentu, więc proszę, nie ekscytuj się za bardzo — poprosiła Malwina. — Dajesz złe morale drużynie jako wice-kapitan.

— Oceniam trzeźwo sytuację. Jego talent jest niesamowity!

— To niestety prawda — przyznała powoli Malwina.

Gra została wznowiona od rzutu Brunona. Jak zwykle, gestami rozstawił wszystkich na boisku, niczym pionki na szachownicy. Następnie przeszedł do realizacji obranej strategii i nadrobiliśmy punkty, gdy Marcel rzucił za trzy.

Sytuacja wyglądała podobnie przez kilka minut pierwszej kwarty. Patrick kozłował piłką, unikając wszelkich kradzieży. Nikt nie mógł mu odebrać piłki, chociaż Filip, Gabriel i Marcel przykładali się do tego zadania, kryjąc praktycznie tylko jego. Nawet gdy był blokowany przez Filipa i Gabriela, uciekał im, a następnie oddawał komuś piłkę.

Dopiero pod koniec pierwszej kwarty wydarzyło się coś co sprawiło, że większość zamilkła. Piłka została wybita z dłoni Patricka. Odbiła się od parkietu i wyleciała poza linię boiska.

Na początku sam Patrick jeszcze ruszał dłonią, przyzwyczajony do tego, że nie traci piłki bez swojej wiedzy. Gdy się zatrzymał, wyglądał na kompletnie wybitego z rytmu. Obejrzał się przez ramię, aby zobaczyć ciężko oddychającego Nataniela.

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz