Rozdział 7: kot

103 11 2
                                    

Przeciągnąłem się na łóżku, mrucząc leniwie. Mój nos drgnął zaskoczony, gdy wyczuł mieszaninę kuszących zapachów. Wyciągnąłem wszystkie swoje mięśnie i usiadłem na łóżku. Przetarłem oczy i jęknąłem. Dalej czułem ból w okolicach policzka. Bałem się tego co zobaczę w lustrze.

— Malwina...? — spytałem, przypominając sobie o moim nocnym gościu, ale dziewczyny nie było w moim pokoju. Pozostał po niej jedynie zapach lekkich i słodkich perfum, które już wtopiły się w moją pościel. Zmierzwiłem włosy, odczekałem chwilę pod kołdrą na przejście fazy porannego podniecenia (skąd to się brało?) i dopiero wtedy wyszedłem z mojego pokoju, zwabiony zapachem i dźwiękiem naczyń.

W kuchni jeszcze nigdy nie panował taki bałagan jak teraz. Uniosłem wysoko brwi i przyjrzałem się temu niecodziennemu obrazkowi.

Malwina spięła swoje włosy z tyłu głowy i ubrana jedynie w t-shirt oraz dół od bielizny, mieszała drewnianą łyżeczką w misce. Na stole rozłożonych było kilka talerzy, a na każdym z nich odrobina szynki, sera, twarogu, masła, pomidorów...

Czajnik zawodził, obwieszczając gotującą się wodę. Dziewczyna przeskakiwała z nogi na nogę, w rytm muzyki sączącej się ze starego radia, którego nigdy nie miałem odwagi włączyć, bojąc się, że jeden ruch spowoduje eksplozję. Pomijając drobne szumy, dźwięki były nawet zdatne do słuchania.

— Widzę, że dotrzymałaś swojej części umowy — zauważyłem, gdy Malwina robiła piruet z łyżeczką w ręku. Podskoczyła przestraszona i prychnęła.

— Oliwier! Mówi się „dzień dobry", gdy wchodzi się do pokoju!

— Hyvää huomenta — przywitałem się, szczerząc zęby. Malwina zmarszczyła czoło i pokręciła głową.

— Nigdy nie nauczę się twojego języka ojczystego — zapowiedziała, ale potem wróciła do uśmiechu. — Robię śniadanie, tak jak obiecałam!

— Cudownie, ale... — zastanowiłem się chwilę. — Skąd masz te wszystkie produkty...?

— Byłam na zakupach — wyjaśniła. — Zajrzałam do twojej lodówki i się przeżegnałam! Oliwier, dwie kiełbaski i zupki chińskie?

— Nie mam kasy — burknąłem, siadając przy stole i obserwując jego wystrój. Sięgnąłem po dwa słoiki z dżemem. Truskawkowy i morelowy. — Kochasz mnie, czy co?

— Spełniam swoją część umowy — zaznaczyła. — I robię ci naleśniki. Mam nadzieję, że je lubisz?

— Bardzo — przyznałem.

— To dobrze! Za chwile będą!

Mieszanka składników na stole nie przeszkadzała mi w najmniejszym stopniu. Nie jadłem nic konkretniejszego od naprawdę długiego czasu. Dlatego, gdy na stół wjechał talerz z ciepłymi plackami, przełknąłem ślinę. Malwina usiadła po drugiej stronie stołu i uśmiechnęła się szeroko.

— Smacznego!

— Hyvää ruokahalua!

Malwina wywróciła oczami, a potem we dwójkę zajęliśmy się jedzeniem. Próbując zachować resztki przyzwoitości przy stole, nie rzuciłem się na jedzenie, korzystając ze wszystkich rozłożonych sztućców. Zdałem sobie sprawę z tego, że przygotowanie samego stołu zajęło Malwinie sporo czasu.

— Opowiedz mi coś o Finlandii — poprosiła nagle. Uniosłem spojrzenie, a w ustach trzymałem wielki kawałek naleśnika z dżemem truskawkowym. Przełknąłem go z największą trudnością.

— O Finlandii? Jest chłodniej — przyznał. — Ale ciszej i spokojniej. I jest więcej lasów.

— Właściwie skąd pochodzisz? — zapytała. — Helsinki, czy jakieś inne...?

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz