Rozdział 11: eliminacje

107 10 0
                                    

Wraz ze zbliżającą się drugą połową października, nadszedł czas eliminacji do EuroBask. Oznaczało to, że nasze treningi przybierały na sile i częstotliwości. Zauważyłem znaczną poprawę w grze mojej drużyny. Każdy dawał z siebie wszystko, a dzięki rygorystycznemu kapitanowi, nie mieliśmy czasu narzekać.

Wbrew pozorom, widziałem w tym metodę. Po prostu zapełniał nam czas treningami na hali, a potem indywidualnymi ćwiczeniami. Malwina obserwowała nas uważnie, a jej piękne oczy zapamiętywały każdy sukces i każde niedociągnięcie. Wynotowywała to i przekazywała nam potrzebne informacje, które zdobywały aprobatę kapitana i trenera.

Zauważyłem, że sława dawnego Elementaris i Siedmiu Cudów przyciągała spore tłumy na nasze treningi. Hala przepełniona już była nie tylko komendami, uderzeniami piłki i piskiem butów, ale także podekscytowanymi rozmowami i brawami. W większości przypadków, ludzie przychodzili nas wesprzeć, ale ci którzy postanowili nam trochę poprzeszkadzać musieli się liczyć z wizytą Brunona i Maksymiliana na trybunach. Szczerze współczułem tym delikwentom.

Jeżeli chodziło o mnie, poprawiłem swoją szybkość, ale jeszcze wiele brakowało mi do zwrotności Cyrusa. W każdym razie byłem już na tyle szybki, aby przebiec z piłką z jednego końca boiska na drugi i nie zostać złapanym, nawet w szerokie rozstawienie rąk Maksymiliana.

Jednak to miało swoje skutki uboczne. Faktycznie szybciej się męczyłem i nieważne ile biegałem, aby poprawić swoją wytrzymałość, nie przynosiło to efektów. Dalej miałem przed oczami obraz Cyrusa, który schodzi z boiska po drugiej połowie i nie może grać dalej. Musiałem znaleźć sposób, aby jakoś przezwyciężyć tę słabość.

— Już... dosyć... Oliwer... — jęczała głośno Malwina.

— Nie — odparłem, łapiąc głośno powietrze. — Dam radę... jeszcze raz...

— Jesteś... wystarczająco... twardy — wysapała. — Proszę... dość...

Dwie starsze panie przeszły koło nas i zachichotały. Zdałem sobie sprawę jak dwuznaczna była prowadzona przez nas rozmowa. Wyprostowałem się i posłałem paniom czarujący uśmiech, a obie znów zachichotały. Malwina strzeliła mnie za to w ramię.

— Au! Za co?!

— Flirtujesz, że starszymi paniami?

— Co w tym złego, że im się podobam? — spytałem, wzruszając ramionami. — Jestem pewien, że same lubią czasem poświntuszyć...

— Uch... uch... brak mi... słów — podsumowała, opierając się o swoje kolana. Oddychała ciężko. Była na tyle dobra, że dołączała się do mojego treningu, abym nie był sam. Dlatego od dwóch tygodni biegaliśmy razem po okolicy. Jednak jej wytrzymałość nie była tak dobra jak innych osób z drużyny. Poza tym, bardzo się ostatnio złościła. Powód jej rozdrażnienia poznałem na dzień przed naszym pierwszym meczem eliminacyjnym.

Byliśmy wtedy w kuchni. Ja przygotowywałem nam kolację, a Malwina przeglądała po raz setny swoje foldery, które tak pieczołowicie tworzyła. W końcu, gdy po raz setny westchnęła ciężko, spojrzałem na nią z irytacją.

— O co ci chodzi?

— O nic — odpowiedziała. — O wszystko! — złapała się za włosy. — Chodzi o Natana i Dawida!

— Musisz mnie bardziej wprowadzić...

— Dawid i Natan są, uwaga, tylko przyjaciółmi! Tak mi powiedzieli! — jęknęła i uniosła kartki papieru oznaczone na niebiesko i błękitno.

— To chyba nici z twojej wyśnionej nocy pełnej pasji i miłości, o której za dużo już słyszałem, prawda?

— Wcale nie — przyłożyła karteczki do siebie, a usta złożyła w dzióbek. — Och, Dawidzie jesteś taki męski... — Prawdopodobnie próbowała naśladować głos Nataniela, ale wyszło jej to zbyt piskliwie. Natan zawsze miał ten sam ton. — Weź mnie w swoje silne, muskularne ramionami i pieść mój brzuszek i...!

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz