Rozdział 15: historia Brunona - część 2

89 9 2
                                    

— Cieszę się, że zdecydowałeś się nam pomóc. — Bruno przemówił znad filiżanki zielonej herbaty.

— Nie ma sprawy. — Gaspar machnął lekceważąco ręką. — Cała przyjemność po mojej stronie. Muszę przyznać, że we Francji nie miałem czasu na grę w kosza! — zaśmiał się, mieszając cukier w herbacie. Jego była czerwona. — Tylko praca, studia... Zero przyjemności.

— Szkoda, że nie ma tutaj Cyrusa... — stwierdził Bruno.

Obaj właśnie siedzieli na tarasie domu Brunona. Jego rodzice wybudowali sobie wielki domek na przedmieściach, dzięki czemu otaczał ich las i było tu względnie cicho. Co jakiś czas przejeżdżało auto na skrytej za drzewami, asfaltowej drodze. Mimo chłodnego dnia, stwierdzili, że wypiją po ciepłej herbacie właśnie na zewnątrz, aby nadać tej okazji znaczenia. Rozgrzane filiżanki były świetnym kontrastem do spadających, zmarzniętych liści.

— Jeszcze będzie okazja, abyśmy spotkali się we trójkę — zapewnił Gaspar. Przeczesał swoje włosy, aby odgarnąć je w tył. — Zagramy wtedy w dobry basket.

Bruno skinął głową.

— Swoją drogą. — Gaspar uniósł palec i zakręcił nim w powietrzu. — Wybacz, że poruszę ten temat, ale zastanawia mnie jak pogodziłeś się z Cyrusem?

Bruno upił łyk herbaty. Jego oczy błysnęły, gdy zerknął na Gaspara.

— To nie jest długa historia. I myślałem, że tobie znana.

— Ach, wiesz... Wolałem nie wnikać, gdy sprawy były jeszcze świeże — wyjaśnił, drapiąc się za uchem. Następnie jego dłoń wylądowała na drewnianym stoliku. Palce automatycznie zaskoczyły, jakby grał na pianinie. Wygrywał teraz W Grocie Króla Gór. — Cieszę się jednak, że wszystko wróciło do normy.

— Szczerze mówiąc, do Cyrusa wróciłem z podkulonym ogonem, chociaż przez jakiś czas próbowałem udawać dumnego — wyznał cicho. — Nie było jednak szans, aby Cyrus tego nie zauważył — westchnął. — Jednak pogodziliśmy się, a ja szedłem do niego małymi kroczkami...

***

Bruno niechętnie, ale w końcu pojawił się na jednym z eliminacyjnych meczów Młodych Wilków. Liczył, że nikt go nie zauważy, ale ciężko było tego dokonać, gdy miało się płomienno—czerwone włosy i było się gwiazdą koszykówki.

Obecnie trochę przyćmioną, ale jednak — dalej gwiazdą.

Obserwowały go dziesiątki spojrzeń, gdy przemierzał korytarz. Ignorował wszystkich zaciekawionych, starając się przejść przez korytarz. Spuścił nawet wzrok, licząc na to, że dzięki temu stanie się niewidzialny.

Niestety — to że nie widzisz innych ludzi, nie znaczyło że oni nie widzą ciebie.

— Bruno? — Na dźwięk swojego imienia podskoczył. Zerknął w lewo, zaciekawiony. Z ławki właśnie dźwigał się wysoki chłopak o zielonych włosach. Musiały być farbowane, bo natura nic takiego by nie wyhodowała. Miał także zielone oczy, a w uszach widniały dziurki po kolczykach. Bruno zmarszczył czoło. Wiedział, że skądś go zna.

— Hm? To ty grałeś ostatnio przeciwko Młodym Wilkom? — zatrzymał się, szczerze zaintrygowany.

— Ta — odpowiedział niemiło i wsadził ręce do kieszeni. Ani myślał je podawać. — Słyszałem o tobie.Bruno milczał.

— Norbert — przedstawił się szybko. Wyglądał na osobę śmiertelnie poważną.

— Czego chcesz?

Ósmy cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz