2.7 Samotny Zuko

75 4 0
                                    

Wygnany książę jechał na swoim struśkoniu od kilku dni. Jechał przed siebie, tylko tyle wiedział i ta wiedza mu wystarczała. Mimo to jego prowiant skończył się szybciej niż się spodziewał. Choć był zmęczony i głodny nie zatrzymywał się bez potrzeby. W pewnym momencie podróży poczuł zapach pieczonego mięsa chciał już zaatakować podróżnych. Jednak widząc ciężarną kobietę zdecydował się odpuścić i ruszył w dalszą drogę.

***

Wypił ostatnie krople wody ze swojego bukłaka, ale nic mu one nie dały. Potrzebował porządnie zjeść i odpocząć. Prawie zasypiał w siodle struśkonia, gdy w głowie ukazał mu się obraz matki, zmęczenie w tamtym momencie zeszło dla bruneta na dalszy plan. W końcu dotarł do małego miasta w Królestwie Ziemi. Znalazł się pod jednym ze sklepów, gdzie przywiązał swoje zwierzę do pala na zewnątrz lokalu i podszedł do sprzedawcy ściskając pieniądze w dłoni.

- Poproszę wodę, worek paszy i ciepły posiłek. - wystawił w kierunku mężczyzny monety.

- Na posiłek nie starczy, ale dam ci dwa worki paszy. - Zuko nic nie odpowiedział, postanowił przyjąć tą wiadomość w milczeniu. Nie miał siły na nic, tym bardziej na dyskusje. Zauważył z boku straganu dwóch chłopców, którzy się śmiali pod nosem patrząc na grupkę mężczyzn za jego plecami. Nagle jeden z nich rzucił jajkiem w któregoś mężczyznę. Gdy to zrobił obaj odbiegli, a mężczyzna i jego koledzy podeszli do maga ognia wkurzeni.

- Hej! To ty rzuciłeś jajkiem? - zapytał jeden z nich.

- Nie. - nawet się do nich nie odwrócił.

- Widziałeś kto rzucił? - znów dopytywał nieznajomy.

- Nie. - tym razem odwrócił się twarzą do rozmówcy chwytając w dłoń swoje szable, które miał umieszczone przy pasie.

- Tylko to umiesz mówić? Nie?- zapytał inny.

- Ktoś musiał rzucić tym jajkiem. - nie dawali za wygraną.

- Może przeleciała kura? - odwrócił się do nich tyłem. Jeden z mężczyzn zaśmiał się, ale pod spojrzeniem jego kolegi zamilkł. Sprzedawca położył na blacie dwa worki paszy, a Zuko wyciągnął po nie ręce, ale mężczyzna z którym rozmawiał był szybszy i wziął oba worki.

- Dziękujemy za wsparcie. Armia docenia twoją hojność. Lepiej opuść miasteczko, kara za pozostanie tu byłaby zbyt duża na twoją kieszeń. Uwierz mi.  - mężczyzna z brodą poklepał młotek przy swoim boku i odszedł za kompanami.

- Ci żołnierze mieli nas bronić przed armią ognia, ale to banda zbirów. - w głosie sprzedawcy dało się słyszeć złość. Zuko postanowił jednak poprostu ruszyć dalej. Podszedł do swojego wierzchowca.

- Dzięki, że mnie nie wydałeś. - zza zwierzaka wyłonił się chłopiec o brązowych włosach, zielonych oczach i bez dwóch przednich zębów. Chłopak zignorował go wsiadając jednocześnie na struśkonia. Szatyn jednak nie chciał się tak łatwo poddać. - Zabiorę cię do domu i nakarmię twojego struśkonia. Chodź, ja stawiam. - wziął lejce zwierzaka i zaczął go prowadzić w tylko sobie znanym kierunku. Czarnowłosy nie sprzeciwiał się, potrzebował chwili odpoczynku od nieustającej podróży, tym bardziej czując coraz większy głód.

Po jakimś czasie dotarli na farmę, nie była duża, ani okazała. Mieli na niej owce, świnie, stodołę i mały domek.

- Nikt się tu nie podkradnie. - powiedział poważnie zielonooki.

- Rzeczywiście. - odparł wygnany książę.

- Jesteś przyjacielem Lee? - zapytał mężczyzna o brązowych oczach,  brązowych włosach i brodzie, ubrany w zielone ubrania.

Avatar: Legenda Aanga "Inna historia"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz