Trzynastego lipca mam obronę, więc trzymajcie za mnie kciuki! Gdy już się z nią uporam, rozdziały powinny zacząć pojawiać się częściej. Miłego czytania!
Słowa: 14628
Jedynym momentem spokoju tamtej nocy była chwila, kiedy poszedł wypełnić potrzebne papiery do biura Eunjin. Co prawda zajęło to większość jego przerwy, jednak Park pozwoliła mu odpocząć piętnaście minut, które mu się należało, nie uwzględniając w przerwę czasu poświęconego na papierkową robotę. Felix był jej za to wdzięczny. Jego nogi krzyczały o pomstę do nieba, był spocony i niemiłosiernie zmęczony. To nie były normalne godziny jego pracy i jego organizm coraz uciążliwej dawał mu to do zrozumienia. Zjadając w pośpiechu zimne już noodle, zalane jeszcze przed spotkaniem z Eunjin, popijał je napojem energetycznym i niemal fizycznie słyszał jak jego ciało się buntuje przeciwko tak zdrowej diecie. Nie miał jednak wyboru — był głodny i potrzebował kofeiny, żeby przetrwać jakoś do końca zmiany. Skorzystał jeszcze z łazienki i ciężkim westchnieniem wrócił na salę, obsługiwać kolejnych nachalnych klientów.
Wychodząc z sali do przebieralni ledwo trzymał się na nogach. Był bardziej niż przekonany, że w obecnym stanie zasnąłby na stojąco w przeciągu minuty. Wyciągnął z małą trudnością kluczyk ze spodenek, przekraczając próg szatni. Podszedł leniwie do szafki, ściągając obcasy i wrzucił je do środka szafki, wyciągając z niej swoją bluzkę. Pozbył się króliczych uszu, które również wylądowały w szafce i przeczesał włosy, ziewając przeciągle.
— Z czasem się przyzwyczaisz — uśmiechnęli się Khana, spoglądając na Felixa, który wyglądał jakby miał się zaraz przewrócić.
— Liczę na to, inaczej pojawi się poważny problem, gdy będę przysypiał na stolikach w trakcie ich czyszczenia — ściągając górą część uniformu, położył ją na ławce, zakładając koszulkę. Mógłby wziąć prysznic w pracowniczej łazience, jednak wolał przemęczyć się jazdę do „domu" i tam wziąć długi, gorący i relaksujący prysznic, którego tak bardzo potrzebowały jego spięte mięśnie. Poza tym to nie tak, że musi korzystać z komunikacji miejskiej. Jedyną osobą, która będzie zmuszona wdychać zapach jego potu to kierowca, który po niego podjedzie. Miał tylko nadzieje, że nie będzie nim Minho. Nie miał ochoty ani siły słuchać jego docinek związanych ze stanem w jakim się znajdował. — Zakładam, że w weekendy jest jeszcze gorzej.
— Zgadza się, cały weekend klub jest tak przepełniony jak w dzisiejszych godzinach szczytu i niekiedy nie mamy nawet chwili na skorzystanie z przerwy — potwierdzili Khana, zbierając swoje rzeczy i kosmetyczkę. Oni w przeciwieństwie Felixa postanowili mieć trochę ludzkiej przyzwoitości i umyć się zanim pojawią się wśród społeczeństwa.
— Niezbyt mnie pocieszyliście — mruknął Lee, sięgając z szafki swoje spodenki i bokserki, po czym skierował się do przebieralni. Zdjął spodenki razem z kabaretkami i stringami, naciągając powolnie bokserki i spodnie. Jeansy jeszcze nigdy nie były tak wygodne, wtedy mógłby im przyznać nagrodę roku za najwygodniejszą dolną część garderoby.
— A kto powiedział, że to było naszym zamiarem? — Uśmiechnęli się Yi, idąc na korytarz, a potem kierując w stronę łazienki. Stwierdzając, że nie wyjdą spod prysznica zanim Felix zdąży się ulotnić, dodali: — Do zobaczenie pojutrze, Felix.
— Do zobaczenia, Khana — uśmiechnął się Lee, chociaż Khana nie mogli tego zobaczyć. Był wdzięczny za ich towarzystwo i rady, a ponadto byli osobą, w których kręgu chciało się przebywać. Yi Khana byli najnormalniejszą osobą, którą poznał do tej pory.
Zgarnął dolną część stroju i wyszedł z przebieralni, rzucając ją na impostora bluzki leżącego na ławce. Schylił się, wygrzebując z dna szafki skarpetki i buty. Przez chwilę zastanawiał się czy siadanie jest dobrym pomysłem, jednak uznał, że zakładanie trampek na stojąco nie jest praktyczne. Opadł na ławkę i westchnął z ulgą na uczucie obciążenia powoli odpływające z jego nóg. Założył skarpetki i buty, sznurując je. Złożył uniform i wziął go w dłoń, żeby zabrać go do swojego obecnego miejsca pobytu i wyprać go zanim będzie mu potrzebny na kolejną zmianę. Podniósł się niechętnie z zajmowanego miejsca i wyjął z szafki swój telefon i portfel, chowając je do tylnych kieszeni. Zanotował sobie w pamięci, żeby następnym razem wziąć jakąś mniejszą torbę na uniform i ewentualnie coś do jedzenia, jeżeli nie chciał jechać na samych przekąskach czy noodlach z kubków. Kawa w termosie byłaby zbawienna, więc również uznał ją za konieczną do spakowania na przyszłą zmianę. Opuścił szatnię, zamykając za sobą drzwi i skierował się w stronę wyjścia. Wychodząc z budynku, wziął głęboki wdech, zaciągając się rześką atmosferą poranka. Chłodne powietrze przyjemnie muskało jego zgrzaną skórę, powodując lekkie uczucie odprężenia. W końcu mógł trochę ochłonąć w sensie przenośnym i dosłownym. Skierował się w stronę chodnika i dopiero w tamtym momencie zdał sobie sprawę, że on przecież nawet nie wie czy ma jak wrócić do posiadłości. Wzięcie taksówki raczej nie wchodzi w grę. Pomijając już fakt nieznajomości adresu, Hwang nie byłby zadowolony, gdyby podał go komuś obcemu. Siedziba Smoków była pilnie strzeżona, a droga do niej zawiła i ktoś niewtajemniczony z łatwością by się zgubił. Co więcej, gdy wracali do posiadłości zawsze wybierali okrężne szosy, prowadzące przez części miasta, które niekoniecznie wpisywały się w definicję najkrótszego kursu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że członkowie celowo wracali dziwnie długimi drogami w celu zgubienia i/lub zmylenia ewentualnego ogona. Czemu nie pomyślał o tym wcześniej? Z myśli wyrwał go klakson, na dźwięk którego podskoczył, zupełnie nie spodziewając się go usłyszeć. Spojrzał w kierunku auta, które wydało z siebie irytujący dźwięk i zauważył Hana na miejscu kierowcy. Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do samochodu, wsiadając od strony pasażera i zapiął pas.
CZYTASZ
✒ FREEZE [Hyunlix]
FanfictionNiepisana zasada nakazywała pozostać w domu po zapadnięciu zmroku. W bocznych uliczkach i alejkach Seulu toczyło się życie, z którego każdy zdawał sobie sprawę, ale nikt nie chciał o nim mówić. Lee Felix był jedną z tych osób, które za wszelką cenę...