W razie, gdyby ktoś miał ochotę zajrzeć do playlisty związanej z opowiadaniem, poniżej podsyłam link. Lista wciąż jest w trakcie tworzenia, utwory towarzyszą mi podczas tworzenia rozdziałów, więc może ktoś z Was będzie miał ochotę posłuchać jej podczas czytania. Przyjemnej lekturki!
https://open.spotify.com/playlist/1qupV9iP1ZnznyTeZRNiwr?si=1238f2eb499f42fc
Słowa: 11711
Wybudzając się powoli z głębokiego snu nie przypuszczał, że zegarek ustawiony na jego szafce nocnej będzie wskazywał godzinę trzynastą dwadzieścia dziewięć. To była najpóźniejsza pora o jakiej kiedykolwiek się obudził. Po otworzeniu oczu i zobaczeniu czterech cyferek na wyświetlaczu zegarka, musiał chwilę mu się przyjrzeć, żeby dotarła do niego godzina, o której podnosił się z łóżka. Wciąż czuł się zmęczony, ale nie zamierzał marnować dnia na drzemkę ani dalsze leżenie pod kołdrą. Przeciągnął się i wyciągając z szafy dresy i koszulkę, powędrował do łazienki. Ubrał się i ogarnął poranną toaletę, opierając się luźno o zlew podczas mycia zębów. Na jego usta wpłynął uśmiech, gdy przed oczami pojawiły się obrazy z wczorajszej nocy. Nie sądził, że uda mu się doświadczyć zachowania pijanych Smoków tak szybko. Zastanawiał się w jakim stanie byli po przebudzeniu i czy w tamtym momencie żałowali ilości opróżnionych butelek z wysokoprocentowymi trunkami. A było ich naprawdę wiele. Dla zobrazowania, gdyby inny kelner przyniósł tyle pustego szkła z jednego pokoju, Felix pomyślałby, że odbywała się tam impreza dla co najmniej piętnastu osób. Nie uwierzyłby w zapewnienia o — załóżmy — kulturalnym posiedzeniu siódemki osób. Opłukując buzię, postanowił zrobić dla nich coś miłego i przygotować im koktajle na kaca, żeby ulżyć trochę im cierpieniom. Wiedział, że pomimo złych samopoczuć, będą musieli zadbać o najważniejsze sprawy, żeby nic się nie posypało. Nie mogli tak po prostu zrobić sobie niezaplanowanego dnia wolnego. Chciał pomóc im w przetrwaniu obowiązków i sprawić, aby poczuli się lepiej. W końcu od tego był. Sięgnął z półki apteczkę, wyjmując z niej tabletki na detoksykację z dużą zawartością elektrolitów. Nie dawały zbyt przyjemnych odczuć smakowych, jednak Felix pomyślał sobie, że po tym, jak wypiją rozrobione tabletki, pocieszy ich dobrymi koktajlami z owoców. W jego głowie brzmiało to jak sensowny plan. Schodząc na dół, postanowił wcielić go w życie.
Przekraczając próg jadalni, nie spodziewał się zastać w niej całej siódemki siedzącej przy stole podczas wspólnego posiłku. Parsknięcie uciekło z jego ust, gdy zlustrował sylwetki Smoków powolnie spożywających przygotowane potrawy. Wyglądali tragicznie — byli bladzi, mieli opuchnięte twarze, a Seungmin wyglądał jakby zaraz miał zwymiotować przed chwilą zjedzony kawałek ttokbokki. Dźwięk wydany przez Lee przykuł uwagę siedzącego najbliżej Chana, który spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem.
— Czy ktoś już dzisiaj was informował, że wyglądacie olśniewająco? Wręcz promieniejecie — uśmiechnął się pod nosem Felix, siadając na wolnym krześle obok Minho. Nie zdążył wygodnie usadzić tyłka na miejscu, a kelner postawił przed nim talerz z potrawą jedzoną przez Smoki. Było podane jak w pięciogwiazdkowej restauracji, a jego woń wywołała głośne burczenie w brzuchu młodszego Lee. Tylko porcja była większa. Podziękował kelnerowi, prosząc go o zagotowanie wody w czajniku i schował tabletki na kaca do kieszeni, chcąc poczekać aż skończą posiłek.
— A czy ktoś cię kiedyś informował, że jesteś dupkiem? — Odezwał się Lino, spoglądając na niego znad swojego talerza. Jego ręka spoczywała na kolanie Jeongina.
— Wielokrotnie, to też nie tak, że nie zdaję sobie sprawy z tego kim jestem — wzruszył ramionami Felix, sięgając widelec. To był pierwszy raz, kiedy widział całą siódemkę przy stole w tym samym czasie i przy jednym posiłku. Czuł się dziwnie siedząc wśród nich, trochę jak obcy.
CZYTASZ
✒ FREEZE [Hyunlix]
FanfictionNiepisana zasada nakazywała pozostać w domu po zapadnięciu zmroku. W bocznych uliczkach i alejkach Seulu toczyło się życie, z którego każdy zdawał sobie sprawę, ale nikt nie chciał o nim mówić. Lee Felix był jedną z tych osób, które za wszelką cenę...