D5

3K 128 282
                                    

Doczekaliście się, kochani. Oto przed wami dwa rozdziały FREEZE w ciągu jednego dnia. Sądzę, że to też zasługuje na wpis do kalendarza. Nie zapomnijcie zajrzeć do E1, gdy już uporacie się z D5 ☺️

ISTOTNA INFORMACJA! W tym rozdziale wykorzystałam fragmenty książki Julio Cortzara "Gra w klasy". Wszystkie fragmenty rozdziału, które ujęłam w cudzysłowie, zaznaczyłam pochyloną czcionką oraz gwiazdką należą do autora, którego tworem się posłużyłam.

Swoją drogą nie macie pojęcia jak zajebiście trudno było mi ułożyć sensowne rozwiązanie szyfru tylko na podstawie słów zawartych w książce i zachować jego pierwotny przekaz. Musiałam kilkukrotnie zmieniać słowa użyte w pierwotnej wersji zagadki na synonimy, które jakimś cudem udało mi się znaleźć w książce. Musiałam też często zmieniać ułożenie słów, bo np. pojawiały się tylko raz w konkretnej formie, co tylko bardziej komplikowało sprawę. Nie wspominając o liczeniu wyrazów, ale z tym pomógł mi Word, więc jeżeli coś źle policzył, to przepraszam za jego karygodne zachowanie (chociaż nie sądzę, żeby komuś chciało się to liczyć, nawet mi się nie chciało). To o czym wam teraz narzekam wyjaśni się w dalszej części rozdziału.

Miłego czytania, kochani! 🙌

Słowa: 11586

Było chwilę po piątej, kiedy Felix dosłownie wyskoczył z łózka na równe nogi. Ekscytacja towarzyszyła mu od samego przebudzenia, chociaż plan jego dnia nie zawierał niczego nadzwyczajnego. Pomimo tak prostych czynności jak treningi i praca, Lee niemal rozpierało szczęście. W końcu mógł wyjść z łózka i wrócić do codziennych obowiązków. Wynudził się do tego stopnia, że nawet usługiwanie pijanym gościom w za krótkich spodenkach nie wydawało mu się tak beznadziejnym zajęciem. Nie mógł doczekać się ćwiczeń, ponieważ rozpierała go energia i nie za bardzo wiedział jak ma ją spożytkować. Trening walki wręcz oraz strzelnicę miał dopiero po południu, Jeongin i Minho mieli swoje sprawy do załatwienia zanim będą mogli poświęcić mu trochę czasu i uwagi. Stwierdzając, że musi trochę rozładować pokłady nagromadzonej energii, ogarnął poranną toaletę i założył sportowe ubrania, postanawiając pobiegać. Wziął telefon i słuchawki, opuszczając pokój. Najlepiej biegało mu się na pusty żołądek, śniadanie nigdy nie było smaczniejsze niż po porannej przebieżce. Zbiegł na dół, zakładając buty i nucił pod nosem melodię piosenki, której tytułu za cholerę nie mógł sobie przypomnieć. Podłączył słuchawki do telefonu, włączając playlistę do biegania, po czym schował urządzenie do kieszeni, zapinając ją. Wyszedł z domu, podchodząc do bramy. Nawet nie silił się na jakiekolwiek przywitanie czy wymianę drobnych grzeczności z ochroniarzami. Felix doskonale widział, że go nienawidzą. Nie, żeby go to obchodziło. Mogli sobie myśleć co chcą, koniec końców to on był ulubieńcem Smoków. Otwierając furtkę z pomocą odcisku kciuka, wyszedł z terenu posiadłości i rozciągnął zastałe mięśnie. Ten tydzień odpoczynku zdecydowanie im nie służył, one potrzebowały ruchu i Felix miał zamiar im go zapewnić. Nie zważał już na szwy obecne na jego plecach, sądząc po stanie wygojenia rany, dzisiaj w końcu się ich pozbędzie. Przed treningiem ze starszym Lee był umówiony z doktorem Choi, który tak jak i on był dobrej myśli odnośnie zdjęcia szwów. Nie zastanawiając się dłużej, Felix skończył rozgrzewkę i ruszył przed siebie polną drogą.

Nie zważając na obierane ścieżki, Lee biegł przed siebie. Cieszył się z ruchu i świeżego powietrza, które zapewniał swojemu nadgnitemu ciału. Tak, nadgnitemu. Felix miał wrażenie, że przez te kilka dni umarł i zaczął się rozkładać. Powodem jego śmierci były nudy, a rozkład nastąpił przez zbyt długie leżenie w łóżku. Taki ruch w pełnym zakresie na pewno dobrze mu zrobi. Biorąc głębszy wdech, Felix przytrzymał powietrze w płucach, ciesząc się jego rześkością. Poranek był raczej chłodny, jednak nie można było zaklasyfikować go do tych zimnych. Przyjemne ukłucia chłodu miały odpowiednią siłę, która pobudzała mięśnie do działania, ale nie wywoływała ich szczypania. Pogoda sprzyjała bieganiu i Lee Felix byłby grzesznikiem, gdyby z niej nie skorzystał. Rozglądał się dookoła, podziwiając dzikie pola, które otaczały posesję Hyunjina. Zieleń traw mieniła się we wschodzącym słońcu przez krople rosy, osadzone na ich źdźbłach. Promienie słońca nieśmiało wychylały się zza horyzontu, towarzysząc mu w przebieżce. Lee miał trochę wrażenie, że chciały się z nim ścigać, że rzucały mu wyzwanie. Czując kolejną falę energii przetaczającą się po jego ciele, przyspieszył, pokonując kolejne kilkaset metrów sprintem. Wiatr targał jego włosy, których kompletnie zapomniał związać, traktując jego policzki przyjemnym uczuciem chłodu, gdy opierał się strugom powietrza, biegnąc w kierunku przeciwnym, z którego wiały. Zieleń migała w jego oczach, przeplatając się z brązem kory drzew, które okazjonalnie pojawiły się w mijanym przez niego krajobrazie. Mógłby do tego przywyknąć. Widoki naprawdę cieszyły oczy, przestrzeń sprzyjała i wręcz zachęcała do korzystania z wytworów natury, a rześkie powietrze napędzało go do działania.

✒ FREEZE [Hyunlix]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz