Rozdział 33: Żartowałem

190 16 5
                                    

Lucy miała nadzieję, ze to wszystko to sen. Długi, niezwykle realistyczny i bolesny sen. Jednak z każdą minutą, gdy sznur nieprzyjemnie wbijał jej się w skórę, zdawała sobie coraz bardziej sprawę z tego, że to rzeczywistość.

Nawet nie miała już siły płakać. Chociaż powinna. Przecież każdy normalny człowiek w takiej sytuacji by płakał. Jednak co by jej to dało? Wątpiła, aby jej oprawcy zlitowali się nad nią i postanowili wypuścić. Zyskałaby tylko dodatkowy ból głowy. Dodatkowo nie mogłaby wysiąkać nosa czy wytrzeć łez z policzków. Więc nie opłacało jej się płakać. Płacz nie przyniósłby jej żadnej korzyści.

A mimo to czuła, że jeszcze trochę i pęknie.

Starała się być silna, jednak krążące nad nią widmo śmierci wcale jej w tym nie pomagało. Dodatkowo ciągle zastanawiała się, czy ta kobieta miała racje. Brat po nią przyjdzie? Wątpiła w to. Czemu miałby ryzykować życie dla niej? Pewnie stwierdził, że sama jest sobie winna sytuacji, w jakiej się znalazła. Mogła przecież nie uciekać z Aleksem, prawda?

Przypomniała sobie ich rozmowę przez telefon. Jake nie brzmiał wtedy na złego, ani nie obwiniał jej o nic. Chciał tylko wiedzieć, czy nic jej się nie stało i czy Alex nie zrobił jej krzywdy; akurat to wydawało jej się absurdalne. Może słabo znała Aleksa, ale mimo to nie przerażał jej, w przeciwieństwie do jej rodzonego brata.

Dodatkowo dzięki tej rozmowie dowiedziała się, ze kobieta, która wyciągnęła ją z bunkra, przeżyła. Była w szpitalu i straciła sporo krwi, ale czuła się w miarę dobrze. Rana na szczęście nie okazała się bardzo poważna, a kula przeszła na wylot. Lucy odetchnęła z ulgą. Nadal miała wyrzuty sumienia, że wtedy zostawiła ją samą na ziemi...

- Co ty robisz? – spytała Aleksa, który od paru minut dziwnie kręcił się na krześle. Brunet spojrzał na nią, a następnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Już od jakiegoś czasu znajdowali się w nim sami. Alex domyślał się, że Moralesowie nie brali pod uwagę możliwości ucieczki ich dwójki, dlatego w salonie nie było żadnego strażnika.

- Próbuje jakoś uwolnić ręce.

Lucy uniosła ze zdziwieniem brwi. Węzły były mocne i wątpiła, aby osłabionemu Aleksowi udało się cokolwiek z nimi zdziałać. Nie chciała jednak osłabiać jego ducha walki.

- Gdy byliśmy mali ojciec przywiązywał nas w podobny sposób do krzeseł i czekał aż się uwolnimy. Robił to regularnie, na wypadek takiej właśnie sytuacji. Dzięki takiemu szkoleniu potrafię się uwolnić w ciągu godziny – dodał, wciąż będąc skupionym na pracy dłońmi.

- Serio? – Iskierka nadziei obudziła się w dziewczynie. Alex jeszcze chwilę kręcił dłońmi. W końcu westchnął i spuścił głowę.

- Nie, żartowałem. Ale powinien to zrobić, jeśli mam być szczery. Ułatwiłoby to mi bardzo życie.

Lucy nie wiedziała, czemu zareagowała w taki sposób. Choć prawdopodobnie spowodował to stres i zachowanie chłopaka, które kompletnie nie pasowało do sytuacji, w jakiej się znaleźli. Jej śmiech początkowo był cichy, jednak po chwili zaczął robić się coraz głośniejszy.

Alex uniósł wzrok i początkowe zdziwienie, zastąpił delikatnym uśmiechem.

- O wreszcie się śmiejesz – odparł, na co Lucy parsknęła i pokręciła głową.

- Zaraz zginiemy, a ty martwisz się o mój śmiech? – spytała z niedowierzeniem. Alex wzruszył w odpowiedzi ramionami.

- Jak ginąć to przynajmniej na wesoło.

- Jesteś głupi.

- Tak, ale dzięki temu szczęśliwy.

Ponownie się zaśmiała. Przez chwilę nawet zapomniała w jakiej sytuacji się aktualnie znajdują. Jednak gdy rzeczywistość spłynęła na nią, niczym kubeł zimnej wody, śmiech automatycznie przemienił się w płacz. I mimo wcześniejszej obietnicy braku łez, jej policzki ponownie stały się mokre.

He's psychopath ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz