Lucy miała nadzieję, ze to wszystko to sen. Długi, niezwykle realistyczny i bolesny sen. Jednak z każdą minutą, gdy sznur nieprzyjemnie wbijał jej się w skórę, zdawała sobie coraz bardziej sprawę z tego, że to rzeczywistość.
Nawet nie miała już siły płakać. Chociaż powinna. Przecież każdy normalny człowiek w takiej sytuacji by płakał. Jednak co by jej to dało? Wątpiła, aby jej oprawcy zlitowali się nad nią i postanowili wypuścić. Zyskałaby tylko dodatkowy ból głowy. Dodatkowo nie mogłaby wysiąkać nosa czy wytrzeć łez z policzków. Więc nie opłacało jej się płakać. Płacz nie przyniósłby jej żadnej korzyści.
A mimo to czuła, że jeszcze trochę i pęknie.
Starała się być silna, jednak krążące nad nią widmo śmierci wcale jej w tym nie pomagało. Dodatkowo ciągle zastanawiała się, czy ta kobieta miała racje. Brat po nią przyjdzie? Wątpiła w to. Czemu miałby ryzykować życie dla niej? Pewnie stwierdził, że sama jest sobie winna sytuacji, w jakiej się znalazła. Mogła przecież nie uciekać z Aleksem, prawda?
Przypomniała sobie ich rozmowę przez telefon. Jake nie brzmiał wtedy na złego, ani nie obwiniał jej o nic. Chciał tylko wiedzieć, czy nic jej się nie stało i czy Alex nie zrobił jej krzywdy; akurat to wydawało jej się absurdalne. Może słabo znała Aleksa, ale mimo to nie przerażał jej, w przeciwieństwie do jej rodzonego brata.
Dodatkowo dzięki tej rozmowie dowiedziała się, ze kobieta, która wyciągnęła ją z bunkra, przeżyła. Była w szpitalu i straciła sporo krwi, ale czuła się w miarę dobrze. Rana na szczęście nie okazała się bardzo poważna, a kula przeszła na wylot. Lucy odetchnęła z ulgą. Nadal miała wyrzuty sumienia, że wtedy zostawiła ją samą na ziemi...
- Co ty robisz? – spytała Aleksa, który od paru minut dziwnie kręcił się na krześle. Brunet spojrzał na nią, a następnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Już od jakiegoś czasu znajdowali się w nim sami. Alex domyślał się, że Moralesowie nie brali pod uwagę możliwości ucieczki ich dwójki, dlatego w salonie nie było żadnego strażnika.
- Próbuje jakoś uwolnić ręce.
Lucy uniosła ze zdziwieniem brwi. Węzły były mocne i wątpiła, aby osłabionemu Aleksowi udało się cokolwiek z nimi zdziałać. Nie chciała jednak osłabiać jego ducha walki.
- Gdy byliśmy mali ojciec przywiązywał nas w podobny sposób do krzeseł i czekał aż się uwolnimy. Robił to regularnie, na wypadek takiej właśnie sytuacji. Dzięki takiemu szkoleniu potrafię się uwolnić w ciągu godziny – dodał, wciąż będąc skupionym na pracy dłońmi.
- Serio? – Iskierka nadziei obudziła się w dziewczynie. Alex jeszcze chwilę kręcił dłońmi. W końcu westchnął i spuścił głowę.
- Nie, żartowałem. Ale powinien to zrobić, jeśli mam być szczery. Ułatwiłoby to mi bardzo życie.
Lucy nie wiedziała, czemu zareagowała w taki sposób. Choć prawdopodobnie spowodował to stres i zachowanie chłopaka, które kompletnie nie pasowało do sytuacji, w jakiej się znaleźli. Jej śmiech początkowo był cichy, jednak po chwili zaczął robić się coraz głośniejszy.
Alex uniósł wzrok i początkowe zdziwienie, zastąpił delikatnym uśmiechem.
- O wreszcie się śmiejesz – odparł, na co Lucy parsknęła i pokręciła głową.
- Zaraz zginiemy, a ty martwisz się o mój śmiech? – spytała z niedowierzeniem. Alex wzruszył w odpowiedzi ramionami.
- Jak ginąć to przynajmniej na wesoło.
- Jesteś głupi.
- Tak, ale dzięki temu szczęśliwy.
Ponownie się zaśmiała. Przez chwilę nawet zapomniała w jakiej sytuacji się aktualnie znajdują. Jednak gdy rzeczywistość spłynęła na nią, niczym kubeł zimnej wody, śmiech automatycznie przemienił się w płacz. I mimo wcześniejszej obietnicy braku łez, jej policzki ponownie stały się mokre.
![](https://img.wattpad.com/cover/133236604-288-k365668.jpg)
CZYTASZ
He's psychopath ZAKOŃCZONE
Teen FictionCudowną okładkę wykonała @ber_ryreader Kontynuacja He's dangerous Życie Lucy nigdy nie należało do łatwych. Właściwie to dziewczyna przyzwyczaiła się do samotności i ciągłego strachu, który towarzyszył jej od dzieciństwa. Po śmierci babci sądziła, ż...