Rozdział 18: Zabierz mnie do Lucy

3.8K 315 72
                                    

Nieznośne piszczenie nie chciało ustać. Miał wrażenie, że zaraz rozsadzi mu bębenki. Spróbował otworzyć oczy, jednak czuł, jakby ktoś skleił mu powieki klejem.

Ktoś go dotknął. Czuł dotyk na szyi i na ramionach. Było mu dziwnie twardo i zimno, jednak nie był w stanie określić, gdzie się znajdował. Jednak jakiś głos w jego głowie mówił mu, że wydarzyło się coś złego. I że miał jakieś zadanie, o którym miał pamiętać.

Coś z jakąś Lucindą. Czy coś w tym guście.

W końcu z jękiem otworzył oczy. Od razu poraziła go jasność. Gdy odzyskał ostrość widzenia, dostrzegł chmury i słońce. Przekrzywił głowę, stwierdzając że dzisiaj była naprawdę ładna pogoda.

- Nic panu nie jest?!

Drgnął lekko, widząc nagle pochylającą się nad nim kobietę. Zmarszczył brwi, próbując rozszyfrować czy faktycznie była żywym człowiekiem, czy może doświadczał fatamorgany.

Ale czy tego nie ma się na pustyni? A on nie był na pustyni. Chyba.

Nagle to poczuł. Okropny ból głowy, który zdawał się przepalać jego czaszkę. Skrzywił się i podniósł, sięgając do bolącego miejsca dłonią.

- Jezu, to krew.

Zdezorientowany uwagą kobiety, zwrócił na nią swój mętny wzrok. Nie widząc jednak u niej żadnych obrażeń, prychnął, stwierdzając że nieznajoma musiała być jakaś niezrównoważona, skoro widziała rzeczy, których nie ma. Jednak wtedy poczuł, że jego dłoń zrobiła się dziwnie lepka. Gdy na nią spojrzał, uniósł w zaskoczeniu brwi.

Krew. Jego dłoń była cała we krwi. Zgadywał, że nie był to do końca dobry znak.

- Spokojnie! Niech pan nie panikuje! Wezwałam już karetkę, powinna zaraz być!

Pokiwał w zrozumieniu głową, wciąż wpatrując się w czerwoną plamę na dłoni. Czy ta krew znaczyła, że ma dziurę w głowie? Jeśli tak, to jakim cudem w ogóle jeszcze żył?

Bo szczerze, przez ten ogromny ból, to chyba wolałby być martwy.

- Ale powinniśmy się chyba schować. W budynku obok słyszałam jakieś strzały. Może to ci sami bandyci, co pana zaatakowali?

Alex skrzywił się. Miał już powiedzieć obcej kobiecie, żeby się zamknęła, bo jej irytujący głos działał bardzo niekorzystnie na jego ból głowy. Jednak wtedy w jego mózgu coś przeskoczyło.

Strzały.

Budynek obok.

Lucy.

W sekundzie zapomniał o bólu. Zerwał się na równe nogi i, kompletnie ignorując wołania nieznajomej, skierował się do klatki schodowej Lucy. Było to trudne, ponieważ obraz zamazywał mu się przed oczami. Dodatkowo wszystko wirowało, przez co trudno było mu ustać na nogach. Jednak w momencie, gdy wydawało mu się, że zaraz upadnie, czyjeś dłonie go przed tym uchroniły. Początkowo był pewien, że to znowu ta nieznajoma, jednak stwierdził, że trzymające go dłonie były zbyt duże, jak na tak drobną kobietę. Chyba że po prostu miała duże dłonie, nie chciał jej oceniać.

Po chwili jednak spotkał się spojrzeniem dziwnie znanych błękitnych tęczówek. Josh mówił coś do niego, jednak Alex nie był w stanie rozszyfrować, co to było. Dopiero gdy brat nim potrząsnął, do Aleksa wrócił zmysł słuchu.

- Alex do cholery! Co się stało?! Gdzie jest Lori?!

Chłopak otworzył szerzej oczy. Lori. Lucy. Strzały.

- Kurwa – zdążył jedynie powiedzieć, nim brat minął go, kierując się od razu na właściwą klatkę schodową. Alex wsparł się na ramieniu Nathana, który pojawił się znikąd. Przyjaciel rzucił mu zaniepokojone spojrzenie.

- Musimy jechać do szpitala.

Brunet pokręcił głową.

- Lucy. Najpierw zabierz mnie do Lucy. Muszę się upewnić, że z nią wszystko w porządku.

Nathan chwilę się wahał. Stan Aleksa wyglądał na daleki od dobrego. Był cały blady, ledwo trzymał się na nogach, a z jego głowy ciekła krew. Nie był lekarzem, ale nie był to raczej dobry znak.

Jednak w końcu uległ i zaczął prowadzić chłopaka we wskazanym przez niego kierunku.

Wspinając się po schodach, dostrzegli leżące na ziemi ciało i pochylającego się nad nim Luke'a. Gdy chłopak na nich spojrzał, pokręcił głową.

- Nie żyje. Strzał prosto w głowę – oznajmił. Gdy Alex zbliżył się do przyjaciela, dostrzegł twarz osoby, o której mówił. Zimny dreszcz przebiegł go wzdłuż kręgosłupa na widok martwego spojrzenia Drake'a. Poczuł dziwną pustkę, jednak otumanienie, jakie czuł, nie pozwoliło mu się dłużej zastanawiać nad śmiercią blondyna. Dlatego zaczął kierować się w stronę kolejnych schodów, aby stanąć przed otwartymi drzwiami do mieszkania Lucy. Zauważył Josha, który szybkim krokiem kierował się do sypialni. Podążył za nim, opierając się dłonią o ścianę.

Gdy stanął obok brata, ten właśnie przekręcał klucz w drzwiach łazienki. Gdy tylko się uchyliły, Lori wystrzeliła w stronę swojego chłopaka, wtulając się w jego tors.

Alex zmarszczył brwi i zajrzał do wnętrza łazienki. Po krótkiej kalkulacji doszedł do wniosku, że brakuje jednej osoby.

- Gdzie jest, do cholery, Lucy?

Lori otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciela. Smutny wyraz jej twarzy sprawił, że pomyślał o najgorszym.

- Jake ją zabrał.

Alex zachwiał się na te słowa.

- Co?!

- Właściwie to najpierw nas uratował. Gdyby nie on, byłoby naprawdę źle.

- Chyba nie bardzo nadążam...

- Opowiem wam wszystko, ale nie tutaj. Mam dość tego miejsca. Po za tym w salonie leży trup, a ja nie mam ochoty tłumaczyć się z tego przed policją, jeśli ktoś z sąsiadów zdecydował się ją wezwać.

Bracia nie dyskutowali i skierowali się za Lori do wyjścia. Dziewczyna nie chciała zerkać do salonu, gdzie nadal leżał martwy mężczyzna, jednak mimowolnie jej wzrok spoczął wprost na nim. Zatrzymała się. Coś wzbudziło jej niepokój, jednak początkowo nie była pewna, co to takiego. Dopiero po chwili jej wzrok spoczął na ramieniu mężczyzny, które było odkryte. Nie wiedziała, jak mogła wcześniej tego nie dostrzec. Tatuaż. Ludzka czaszka.

- Wszystko w porządku? –Drgnęła lekko słysząc obok siebie głos Josha. Spojrzała na niego, nie do końca wiedząc, co znaczy obraz wytatuowany na skórze mężczyzny. Widziała już gdzieś identyczny. Wręcz taki sam. Co prawda nie miała ochoty dłużej przyglądać się denatowi, jednak dałaby sobie dłoń uciąć, że jego tatuaż był dokładnym odwzorowaniem tatuażu Dylana.

Nie wiedziała, czemu zbudziło to w niej taki niepokój. W gruncie rzeczy, to tylko tatuaż. Rysunek na skórze. Jednak jaka jest możliwość spotkania osoby z dokładnie takim samym tatuażem w przeciągu kilku dni?

- Tak, tak. Ja po prostu... nieważne. – Machnęła lekceważąco dłonią i czym prędzej wyszła na korytarz. Mimo że to pewnie było nic takiego, obiecała sobie, że porozmawia z Dylanem. Choćby dla świętego spokoju.

Choć wątpiła, aby jej brat miał cokolwiek wspólnego z bandytą, który zaatakował ją i Lucy. 

________

Twitter: Lsylwiaa

#hespsychopathwattpad

Ig: sylwia_kubala_autor

Tik tok: lsylwiaa0

He's psychopath ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz