Rozdział 30: Plan b

3.6K 295 26
                                    

Droga do motelu minęła im w ciszy. Zarówno Josh, jak i Jake nie mieli ochoty wdawać się w zbędne dyskusje. Przez pierwsze pół godziny jechali w przytłaczającej ciszy. Dopiero po tym czasie, Josh zdecydował się włączyć radio. Po samochodzie rozniosła się melodia Enemy od Imagine Dragons.

Gdy dojechali na miejsce, zbliżał się wieczór. Motel, którego adres podał Alex, nie wyglądał najlepiej. Zdecydowanie nie było to miejsce, w którym Josh zatrzymałby się dla przyjemności. Znak z napisem „motel" już dawno powinien zostać odnowiony, a cały budynek odmalowany. Jedno z okien było nawet zabezpieczone deskami, zamiast szyby.

- Urocze miejsce – skomentował Jake, odpinając pas. – Tylko twój brat mógł wybrać tę spelunę na kryjówkę.

Josh chciał odpowiedzieć na uwagę swojego towarzysza, jednak ten zdążył już wysiąść z samochodu. Brunet wymamrotał pod nosem kilka nieprzyjemnych słów skierowanych do Jake'a, a następnie wysiadł z samochodu. Dogonił Baxtera i razem weszli przez otwarte drzwi do wnętrza motelu.

- Widzę wewnątrz równie uroczo, jak na zewnątrz.

- Daruj sobie twoje bezcenne uwagi – mruknął Josh, po czym minął jasnowłosego i podszedł do recepcji. Za ladą nikogo nie było. Rozejrzał się na około, jednak korytarz również świecił pustkami. Sięgnął po swój telefon i wybrał numer do brata, odchodząc parę kroków w tył. Alex nie odebrał. Josh wybrał jego numer ponownie. Nie uśmiechało mu się szukać brata po wszystkich pokojach w motelu.

- Clayton. – Zdenerwowany odwrócił się w stronę Jake'a. Nadal trzymał telefon przy uchu, jednak i tym razem jego brat nie odebrał.

Jake stał za ladą w recepcji i wpatrywał się w coś na ziemi. Zirytowany Josh podszedł do niego. Zatrzymał się tuż za jego plecami, a gdy zobaczył, co przyciągnęło wzrok Baxtera, znieruchomiał. Na ziemi leżała starsza kobieta. Jej oczy był szeroko otwarte, a pośrodku czoła znajdowała się czerwona mała rana. Ktoś ją zastrzelił.

- Przyjechaliśmy za późno – stwierdził Jake, zerkając na ścianę pełną kluczy. – Brakuje tylko klucza do pokoju numer jedenaście, ale... Clayton, cholera jasna!

Chłopak zignorował wołanie Jake'a i biegiem ruszył w stronę pokoi. Czuł, jak zaczyna szumieć mu w uszach. Nie interesowało go ewentualne zagrożenie; trup znaleziony na recepcji nie wróżył niczego dobrego. Powinien ostrożniej podejść do sytuacji, a nie biec na spotkanie z zabójcami biednej kobiety.

Jednak chodziło o jego brata. Emocje brały górę nad rozsądkiem.

Odnalezienie właściwego pokoju nie było trudne. Drzwi numer jedenaście były wyłamane. Spóźnili się.

Josh sięgnął znowu po telefon i wybrał numer Aleksa. Nie chciał wierzyć w to, że znowu dał ciała. Znowu nawalił. Usłyszał dźwięk wibracji dochodzący z pokoju. Wszedł do środka, a gdy zobaczył telefon brata leżący na szafce nocnej, stracił wszelką nadzieję.

- Mówiłem. – Nie zareagował na obecność Jake'a. Wpatrywał się ciągle w telefon, jakby zaraz obok niego miał magicznie pojawić się Alex. – Spóźniliśmy się.

- Może ukryli się w innym pokoju – stwierdził Josh, nagle dostając zastrzyku nowej energii. Znowu nie myślał logicznie, jednak nadzieja, że może jakimś cudem jego brat nie wpadł w ręce wroga, była zbyt kusząca. – Trzeba to sprawdzić!

- Clayton! – zawołał za nim Jake, ale było już za późno. Josh wypadł z pokoju i poszedł sprawdzić swoją mało prawdopodobną teorię.

Jake pokręcił głową. Był pewien, że ich rodzeństwa nie było już w motelu. Spojrzał na ubogi pokój, gdzie jeszcze niedawno czekała na niego Lucy. Pluł sobie w brodę, że nie przybył wcześniej. Trochę trwało samo namierzenie Aleksa i Lucy, a sama jazda trochę trwała. Plus namówienie swojego towarzysza na wspópracę...

Mógł sobie darować sojusz z Claytonem, ale wiedział, że go potrzebował. Potrzebował go do dalszego planu. Planu, który teraz musiał zostać zmieniony.

Odetchnął głęboko. Josh nadal przeszukiwał inne pokoje i prawda była taka, że Jake nie mógł go winić. Trzymał się nadziei, że zaraz zobaczy swojego brata całego i zdrowego i nie będzie musiał mierzyć się z wyrzutami sumienia. Też chciałby być tak naiwny. Niestety, te czasy już dawno minęły.

Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, w jakiej sytuacji znajdowała się jego siostra. Był gotowy wziąć na swoje barki wszelką odpowiedzialność za swoje czyny, ale nie mógł pozwolić na to, aby to Lucy to zrobiła. Jej winą było jedynie to, że łączyło ich pokrewieństwo.

Był pewien, że ją uratuje. Innej opcji nie widział. Nie był w stanie sobie wyobrazić nawet sytuacji, w której małej Lucy dzieje się krzywda. Od zawsze ją chronił i tym razem nie mogło być inaczej.

Morales jeszcze nie wiedzieli, jak wielki błąd przyszło im popełnić. Jake był gotowy grać z nimi w ich grę tak długo, jak było to konieczne. Jednak kładąc swoje brudne łapy na jego siostrze, przekroczyli granicę. A on w zamian za to, ześle na nich piekło.

Jake spojrzał na czarną torbę, rzuconą w rogu pokoju. Doskonale ją poznawał. Podszedł do niej i schylił się, aby ją podnieść, ale tak jak przypuszczał, była pusta. Nie dość, że porwali mu siostrę, to zabrali także pieniądze. Szkoda, że nie wzięli ze sobą torby, w której znajdował się nadajnik GPS. Łatwiej by ich było namierzyć... choć Jake przypuszczał, że niebawem osobiście powiedzą mu, gdzie może ich znaleźć.

Rzucił torbę z powrotem na ziemię i skierował się do wyjścia. Trybiki w jego głowie zaczynały pracować na najwyższych obrotach. Dopracowywały plan, dzięki któremu mógł wygrać kolejną bitwę. Uśmiechnął się. Mimo całej sytuacji, jaka miała miejsce i strachu o siostrę, czuł podekscytowanie i adrenalinę na samą myśl tego, co miało nadejść.

Tę bitwę wygraliście. Ale wojnę wygram ja.

- Czas na plan b.

He's psychopath ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz