Rozdział 39: Cmentarz

190 15 1
                                    

Delikatny wiatr smagał go po policzkach. Nie był pewien, jak długo stał, patrząc na kamienną tabliczkę. Na niebie zbierały się chmury, co mogło zapowiadać deszcz. Powinien wrócić do swojego samochodu. Nie rozumiał, dlaczego w ogóle zdecydował się tutaj przyjechać. Obiecał sobie, że już nigdy nie wspomni człowieka, który leżał pod ziemią, na której stał. A jednak był tutaj i wpatrywał się w napis na tabliczce.

„Paul Nickolson"

Tylko tyle. Nikt nie zdecydował się umieścić tych pięknych formułek, jakie mieszczą się na innych grobach" Kochany ojciec", „Wspaniały mąż", „Przyjaciel, który nigdy nie zostanie zapomniany". Paul nie miał nikogo, kto chciałby upamiętnić jego życie w ten sposób. Nawet na pogrzebie był tylko on. Choć nie miał na to ochoty, dziwnie ukuło go w klatce piersiowej na myśl, że nikt nie zjawi się, aby go pochować. Może i zasługiwał na to, aby spocząć w samotności. Tak przynajmniej wmawiał sobie, gdy wpatrywał się w zamkniętą trumnę. Jednak czy to nie robiło z niego hipokryty? Mimo wszystko, sam miał wiele grzechów na sumieniu. Nie powinien więc oceniać grzechów swojego ojca. A mimo to, to robił.

- Tak myślałam, że cię tu znajdę.

Na dźwięk kobiecego głosu, drgnął i obejrzał się za siebie. Widok Lori sprawił, że poczuł się trochę nieswojo. Tym bardziej, że został nakryty nad grobem ich ojca. Był pewien, że szatynka ani razu nie odwiedziła tego miejsca, podczas gdy on był tutaj częściej, niż powinien.

- Wszystko w porządku? – spytała, stając koło niego. Obrzuciła szybkim spojrzeniem grób swojego ojca, jednak nie chciała przykładać uwagi do miejsca, w którym się znaleźli. To nie dla Paula tutaj przyszła.

- To chyba ja powinienem o to zapytać – mruknął w odpowiedzi Dylan, mając na myśli wypadek, w jakim niedawno uczestniczyła Lori. – Jak się czujesz?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Dobrze. Mówiłam, że nie było mi nic poważnego. To wy uparliście się na szpital, a Ethan nie chciał mnie wypuścić, nim nie zrobił szeregu badań.

- Na tym polega jego praca – zauważył Dylan, nadal nie spuszczając wzroku z nagrobka swojego ojca.

Lori przyglądała mu się w milczeniu. Przez ostatnie dni Dylan i Tony nawiązali sojusz, który zwrócił się przeciwko ich wspólnej siostrze. Szatynka miała już dosyć ich nadopiekuńczości. Mężczyźni, nie chcąc aby ich siostrze ponownie stała się krzywda, czuwali przy niej dzień i noc, najpierw w szpitalu, a następnie w domu. Lori cieszyła się, że jej rodzice nie dowiedzieli się o szczegółach masakry, w jakiej brała udział. Wiedzieli, że miała wypadek samochodowy, jednak nie zdradziła im okoliczności zdarzenia. Nie przyznała się także do tego, że wypadek, o którym mówili w wiadomościach, był ściśle powiązany z nią. Wiedziała, że gdyby Marta i Richard dowiedzieli się, że znajdowała się w samochodzie, który, dosłownie, eksplodował, dostaliby zawału. A nie chciała siać w ich sercach dodatkowej paniki. Od paru miesięcy oboje wydawali się spokojni i szczęśliwi, jak nigdy. Nie chciała tego psuć.

Mimowolnie przed jej oczami stanęła twarz Siergieja. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Mimo że przed wszystkimi uśmiechała się, robiąc dobrą minę, w rzeczywistości wypadek wciąż siedział w jej psychice. Sam fakt śmierci Siergieja i jej okoliczności sprawiał, że nie mogła pozbyć się wyrzutów sumienia. Zastanawiała się, czy mogła coś zrobić, jakoś pomóc mężczyźnie. Odtwarzała to wydarzenie w głowie milion razy i wciąż nie poznała odpowiedzi na to pytanie.

Wróciła do rzeczywistości, wiedząc, że to nie jest czas na rozpamiętywanie. Mimowolnie zerknęła na grób Paula. Jego cień również nie dawał o sobie zapomnieć, jednak wspomnienia powoli stawały się odległe. Lori wiedziała, że wkrótce całkowicie się zatrą, a ona zapomni, że ktoś taki jak Paul Nickolson był jej ojcem.

He's psychopath ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz