Rozdział 21: Si, si

3.7K 292 13
                                    

Stan Aleksa nie uległ pogorszeniu przez następne godziny pobytu w szpitalu. Przynajmniej fizycznie. Emocjonalnie czuł się, jak totalny wrak. Nie tylko za sprawą tego, co wydarzyło się parę godzin temu, ale przede wszystkim przez widok, jaki zastał po wejściu do Sali, w której leżał jego ojciec.

Gdy był dzieckiem, zawsze widział Thomasa jako superbohatera. Niezniszczalnego, silnego i niezwykle dzielnego bohatera, który niczego się nie boi. Domyślał się, że taki obraz miała większa część dzieciaków o swoim ojcu.

Każdy mógł chorować, mieć gorszy czas czy czuć się po prostu źle. Ale nie Thomas. Nigdy nie okazywał słabości. Przynajmniej starał się nie pokazywać tego ludziom. Miało to swoje wady i zalety, ale dla małego Aleksa poczucie że Thomas Clayton jest niezniszczalny, było czymś wspaniałym i czymś, co trzymało go w ryzach w chwilach słabości.

A teraz ten silny człowiek leżał bez życia podłączony do aparatury, która podtrzymywała jego funkcje życiowe.

- Wszystko będzie dobrze – powiedziała pielęgniarka, gdy o wczesnych godzinach porannych przyszła sprawdzić stan pacjenta. Kate prychnęła pod nosem na te słowa, jednak nie skomentowała ich w żaden inny sposób.

Alex obserwował to wszystko z boku, nie mogąc pozbyć się dziwnego ciężaru ze swojej klatki piersiowej. Dosłownie czuł, jakby ktoś obłożył jego serce kamieniami. Widok ojca w tak kiepskim stanie sprawiał, że czuł się przygnębiony i dziwnie... słaby. Miał także wyrzuty sumienia, że tak bardzo przejął się sprawą Lucy, podczas gdy Thomas walczył o życie.

Mimo to nie potrafił wyrzucić dziewczyny z głowy.

Jego myśli wciąż uciekały w jej stronę. Chciał się dowiedzieć, czy była bezpieczna. Wątpił w to i nawet słowa Josha nie zmieniły jego zdania. Martwił się o nią strasznie, ale zdawał sobie sprawę z tego, że znalezienie jej teraz graniczyło z cudem. Nawet jeśli Jake jej nie wywiózł, to ukrył w miejscu, które służyło za jego kryjówkę od tygodni.

O ile jeszcze Lucy w ogóle żyła.

Skrzywił się na swoje myśli. Nie, na pewno nic jej nie było. Jake na pewno do tego stopnia by jej nie skrzywdził. W końcu, to jej brat, prawda? Gdyby chciał ją skrzywdzić, nie zadawałby sobie tyle trudu, aby sprowadzić ją do siebie, tak?

Potrząsnął głową, mając dość samego siebie. Dlaczego, do cholery, nie mógł skupić się na tym, co miało znaczenie? Ojciec go teraz potrzebował.

Spojrzał jeszcze raz na pogrążonego we śnie mężczyznę. Ethan twierdził, że z każdą godziną jego stan ulegał nawet niewielkiej poprawie, jednak dla Aleksa nie było to widoczne. Bezsilnie obserwował, jak jego ojciec walczy o życie i nie mógł nic zrobić, aby mu pomóc...

Nagle dotarła do niego bolesna prawda. Ojcu nie mógł pomóc. Jego życie leżało w rękach lekarzy. Nie był też potrzebny do ochrony, ponieważ Bruce i David zadbali o to, aby pilnowała go prawdziwa armia. Tutaj był niepotrzebny. Bezużyteczny.

Ale była osoba, której mógł pomóc. Albo chociaż upewnić się, czy tej pomocy nie potrzebuje.

Był jedna jeden problem. Nie miał pojęcia, gdzie rozpocząć poszukiwania Lucy. Dokąd mógł zabrać ją Jake? Jeśli wyjechali z Filadelfii, brunetka przepadła na zawsze i Clayton doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak rozkwitała w nim niewielka nadzieja, że tak się nie stało.

Wciąż mu to nie pomagało. Jake ukrywał się od tygodni. Umykał zabójcą i włoskiej mafii, więc jak niby przygłupi nastolatek miał go znaleźć?

I przede wszystkim, co zrobi jak już go znajdzie? Mógłby łatwo rozwiązać problemy swojej rodziny. Moralesowie chcieli Baxtera, więc mógł im go dostarczyć. Dzięki temu rodzina Aleksa, jak i Lucy byliby bezpieczni. Jednak czy można ufać popaprańcom, przed którymi nawet Jake się ukrywał? Skąd miał mieć pewność, że ich wdzięczność zapewni im bezpieczeństwo? A może zabiją go, zanim zdąży powiedzieć „Dzień dobry"?

He's psychopath ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz