P. XXV / WĄTPLIWOŚCI

412 20 6
                                    

- W sumie cały nasz plan poszedł się kisić. I trochę mam wrażenie, że próbujemy przeciąć lnianą nić obusiecznym toporem - zauważył Gwaine, siedząc po turecku na środku stołu i co rusz podnosząc do twarzy kolejne fiolki z ususzonymi ziołami, które kilka godzin wcześniej kazał mu przenieść do komnat Merlin.

- Co masz na myśli? Na razie nic się jeszcze nie zepsuło - zauważył czarownik, sam na chwilę szokując siebie tym stwierdzeniem. Bo rzeczywiście, na razie nie trafili na żadną większą przeszkodę.

- Po prostu zastanawiam się czy aż taka paranoja jest nam tak szczerze potrzebna - kontynuował Rycerz z lekkim wzruszeniem ramion. - Absolutnie rozumiem nieużywanie magii, bo to mogłoby mieć naprawdę nieciekawe konsekwencje dla ludzi, którzy niczym nie zawinili. Ale czy na pewno nie wystarczy nam uśpienie samych strażników przy celi? Sam zauważyłeś jak słabe są nasze lochy i jak łatwo z nich zbiec. A teraz wszyscy mają na głowie trochę ważniejsze problemy, niż pilnowanie jednego dzieciaka, któremu najwyraźniej jest za kratkami wygodnie. Nie podważam twoich planów, wiem, kto z nas dwóch ma ile oleju w mózgu, po prostu im dłużej pracujemy nad tym pomysłem, tym bardziej mam wrażenie, że całe to zatruwanie studni na Camelocie może okazać się zupełnie niepotrzebne.

Na chwilę zapadła między nimi cisza, jakby Merlin naprawdę potrzebował momentu na zastanowienie się nad odpowiedzią. Bo nie mógł zaprzeczyć faktom. Ostatnie kilkanaście wieków sprawiło, że miał tendencję do paranoi i układania planów zapasowych do planów zapasowych. Wiedział też, że do tej pory sprzyjało im ogromne szczęście, które czarownik mógł przypisać jedynie działaniom pomyślnego losu, a nie czystemu przypadkowi. Mieli jeszcze sporo czasu, kilka osób, które ich przyłapało, było absolutnie pewnymi, że to wszystko to jedynie kwestia niewybrednego żartu, Gwen i pozostali Rycerze utknęli na spotkaniu, do którego Merlin nie chciał wracać myślami, a Gajusz był zbyt zraniony postawą byłego podopiecznego żeby jakkolwiek mieszać się w ich poczynania. Obiektywnie patrząc, praktycznie mogli wnieść golema bez usypiania połowy Camelotu a i tak nikt by się nie zorientował. A w razie czego Merlin znał parę zaklęć wymazujących pamięć. Ale jakaś jego część chciała zrobić to najlepiej, jak tylko mógł. Pewnie ta sama część, która w Camelocie widziała dawno utracony dom i młodość.

- Jest duża szansa, że to, co robimy jest absolutnie niepotrzebne - czarownik zaczął od przyznania przyjacielowi racji, bo Gwaine się starał. Bo był obok i próbował wspierać go, mimo że nie rozumiał praktycznie niczego z tego, co próbował osiągnąć Merlin. - To żeby nie wzmóc nienawiści i strachu względem użytkowników magii musi być zawsze naszym priorytetem. Ale trochę mam wrażenie, że potrzebujemy tematu zamiennego dla wojny. Potrzebujemy sytuacji, która wstrząśnie wszystkimi, ale którą będzie się dało łatwo rozwiązać na przestrzeni dosłownie paru dni. Czegoś, co pokaże ludowi, że Korona o nich dba, że niezależnie od wszystkiego pierwszą myślą Artura będzie dobrobyt jego poddanych. Może jeśli wszyscy tak bardzo przestaną skupiać się na wojnie to dadzą radę zrobić ten krok w tył i nabrać nieco lepszej perspektywy.

- Gwen dosłownie próbuje cię zdeptać za każdym razem, gdy cię widzi, a ty martwisz się o dobry wizerunek Korony? - spytał z niedowierzaniem Rycerz patrząc na przyjaciela jakby ten się ze wszystkimi świętymi w całym panteonie miejscami zamienił. Na raz.

- Mnie osobiście wizerunek Korony ani ziębi ani grzeje - przyznał szczerze czarownik. - Zniknę z Camelotu tak szybko, jak będzie to możliwe. Ale ludzie tu zostaną. Ludzie, którzy będą potrzebowali przywódców, którym będą mogli ufać. Ludzie, którzy najmniejsze podstawy alchemii i ziołolecznictwa zrównywali z magią, a wreszcie ludzie, których świat poza granicami Camelotu absolutnie by przytłoczył. Więc jeśli efektem ubocznym któregoś z moich planów będzie zapewnienie mieszkańcom chociaż minimalnej dawki spokoju to przeżyję nawet to, że poprawiam wizerunek Gwen. Z wielkim cierpieniem i narzekaniem, którego ty będziesz musiał słuchać, ale przeżyję.

Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz