Po krótkiej chwili rozmowy, w trakcie której Artur czuł się coraz gorzej z każdym wypowiadanym słowem, Pendragon uznał, że na jeden dzień wystarczy mu absolutnie wszystkiego. Wystarczy mu łamiących mu serce słów Gwen. Wystarczy mu problemów. Wystarczy mu zmęczenia. Wystarczy mu prób uratowania królestwa. Król Camelotu wiedział, że nie było absolutnie najmniejszych szans na to by Merlin wrócił w ciągu dnia czy dwóch. Czarownik musiał poszukać odpowiedzi na ich, przedwieczne problemy, we współczesnym świecie. O tym, że Merlin miał zwyczajnie pełne prawo żeby odpocząć od camelotowego zgiełku to Artur nawet nie chciał myśleć. Niemniej składało mu się to co najmniej parę wybitnie długich dni. Dni, które będzie mógł przeznaczyć na pracę w imieniu królestwa o ile nie padnie na własną buźkę z wyczerpania. Obiektywnie patrząc sen zwyczajnie by mu się po prostu przydał.
Dlatego Artur złożył księgi i pergaminy w sposób, który był dla niego klarowny, ot coby nie musiał zaczynać od początku następnego dnia, ale jednocześnie tak by nie zajmować całej wolnej przestrzeni i niepotrzebnie bałaganić. Jakby nie patrzeć Gajusz czy któryś z doradców mógł potrzebować skorzystać z komnat archiwalnych i Pendragon nie chciał niepotrzebnie uprzykrzać im zbytnio życia. Król spojrzał na miejsce swojej dotychczasowej pracy i ruszył za Gwen, resztkami sił powstrzymując się od ciężkiego, zirytowanego westchnienia.
Artur przez całą drogę do własnych komnat miał wrażenie, że znajduje się poza własnym ciałem. Jego myśli błądziły tak daleko, że miały większą szansę na dotarcie do Merlina, który znajdował się wieki dalej, niż do idącej u jego boku Królowej. Przez chwilę Król chciał poprosić Gwen o to by puściła jego dłoń. Przez chwilę miał wrażenie, że zimne powietrze boleśnie wbijało mu się szpilami w skórę, aż do krwi. Przez chwilę miał wrażenie, że materiał jego koszuli był zbyt szorstki. Że kołnierz był zbyt wysoko i go dusił. Artur szedł po otwartym krużganku z całym dostępem do powietrza, o jaki tylko mógłby prosić, a jednak miał wrażenie, że nie może złapać nawet skrawka oddechu. Krocząca obok niego Gwen trajkocząca mu na jakiś błahy temat, zdawała się w ogóle nie zauważać jego dyskomfortu.
Do mózgu Artura wkradła się myśl, która w pierwszym momencie wydała mu się całkowicie naturalna, zaś w drugim absolutnie go obrzydziła. Bo do tego, że Artur pragnął towarzystwa Merlina w kontekście obrad, zmian czy pomocy ludowi, Król zdążył przywyknąć. Zdążył oswoić się z myślą polegania na przyjacielu i z docenianiem rad kogoś tak niżej urodzonego. Wciąż czasami łapał się na poczuciu zaskoczenia i chęci wyśmiania Merlina i jego wszechwiedzy, jak za starych dobrych czasów. Ponieważ jednak w obecnych czasach nie potrafił jeszcze znaleźć wiarygodnej granicy dla tych żartów tak by nie ranić przypadkiem Merlina i by realnie pośmiać się z nim, a nie z niego, na razie zamykał swoją królewską buźkę.
Jednak pomysł o tym, że raczej wolałby iść po przestrzeni zamku trzymając za rękę Merlina i słuchając jego trajkotania zmroził mu krew w żyłach. Bo to nie była już potrzeba wynikająca z wiedzy i doświadczenia Merlina. To nie była nawet potrzeba wynikająca z przyjaźni. Artur przez chwilę zwyczajnie wyobraził sobie, że miejsce Gwen w jego życiu zajmuje jego najlepszy przyjaciel. I tak, jak była to horrendalna myśl, której jak najszybciej próbował się pozbyć z głowy, tak nie mógł powstrzymać cichego głosu czającego się na granicy jego świadomości, że przecież Merlin od razu zauważyłby gdyby cokolwiek było z nim nie tak. Czego przecież nie mógł powiedzieć o Gwen.
Przepełniony poczuciem winy i brakiem zrozumienia dla samego świata Artur położył się w łożu obok Gwen. Najwidoczniej sztywność z jaką leżał nie zniechęciła Królowej do podjęcia prób wtulenia się w niego i kontynuowania, do tej pory niezwykle jednostronnej, rozmowy.
- Czyż tak nie jest przyjemniej, niż zasypiać ze zmęczenia z twarzą w książce? - spytała cicho Gwen kładąc głowę na klatce piersiowej Artura z szerokim uśmiechem na ustach.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...