Hejka naklejka buby, przepraszam za opóźnienia ♥ Miłego czytania ♥
- Czekaj, myślałem, że idziemy po Mordreda - zauważył z zaskoczeniem Gwaine, gdy czarownik skręcił niespodziewanie, ale grzecznie dostosował swój kurs i podreptał obok przyjaciela.
- No tak, idziemy - potwierdził z uśmieszkiem Merlin, nawet na sekundę nie zwalniając kroku i z absolutną pewnością siebie mijając kolejne korytarze i przejścia.
- Ale to nie jest korytarz prowadzący do lochów. Nie żebym wiedział dokładnie, jakie są drogi ucieczki z lochów tak na wszelki wypadek czy coś, ale no... - zaczął Gwaine, jak zwykle przesadnie gestykulując.
- Ale wiesz - skończył za niego przyjaciel z namiastką szczerego uśmiechu. Przy Gwainie tak łatwo było mu zapomnieć o wszystkim poza chwilą obecną. Tak łatwo było skupić się na chwili obecnej. Na najbliższej misji. A w przypadku Merlina była to cholernie groźna nieostrożność.
- Lepiej być przygotowanym. A z moim podejściem do słowa "nielegalne" to spodziewałem się, że raczej prędzej czy później tam wyląduję, więc wolałem znać swoje opcje zawczasu. Tylko wtedy bałem, się, że pociągnę cię nie daj bogowie za sobą - wytłumaczył się rycerz ze wzruszeniem ramion jakby mówił o najoczywistszej rzeczy świata. I w przypadku Gwaine'a to nie było aż tak trudne do uwierzenia.
- A teraz się nie boisz? - złapał go za słówko Merlin i dostrzegł kątem oka pełen samozadowolenia uśmiech przyjaciela, który ewidentnie tylko czekał aż to pytanie padnie.
- Teraz zrobisz wiesz co i nas wywiniesz nawet z najgorszych sytuacji, więc no, nie - odpowiedział chłopak, ciesząc się jak małe dziecko i przez chwilę udając, że rusza rękoma jakby rzucał zaklęcie.
- Jesteś absolutnie niemożliwy - skomentował to tylko Merlin nie wiedząc, czy ma na towarzysza patrzeć z rozczuleniem, czy jak na skończonego idiotę.
- Przyganiał kocioł garnkowi. Tak czy siak, jaki jest plan? - spytał Gwaine, gdy uznał, że skoro jego żart się uznał to można przejść do poważniejszych biznesów.
- Wiesz, nie możemy tak po prostu wparować do lochów, ogłuszyć strażników i uwolnić chwilowo jednego z najgroźniejszych przestępców na Camelocie - zaczął wybitnie logicznie wymieniać Merlin, a rycerz tylko kiwał głową co jakiś czas, że nadal go słucha i nadąża. - Chociaż biorąc pod uwagę, że to nasze lochy to cud, że ktokolwiek tam realnie siedzi. Miewałem czasem wrażenie, że jedyna rzecz, której nie zrobiliśmy żeby z nich można było jeszcze łatwiej zwiać to zostawienie otwartych na oścież drzwi od celi. Ale wracając do głównego tematu. Teoretycznie byśmy mogli zejść tam i użyć czarów, ale to nikomu nie pomoże. Bo jeśli do uwolnienia Mordreda zastosowana zostanie magia, Gwen na pewno użyje tego jako argumentu przeciw jej użytkownikom. To z kolei przełoży się na opóźnienie albo całkowite zablokowanie nowego planu Artura, na którego końcu magia teoretycznie miałaby stać się legalna, a co gorsze, może realnie zagrozić żyjącym w lasach druidom.
- Nie chcemy narażać niewinnych ludzi, czaję. Inne opcje? Bezpośrednia walka? - spytał Gwaine, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Merlin pewnie miał już wszystko przemyślane i bardziej tłumaczył całą sytuację jemu, niż oczekiwał porad, ale uznając, że gdyby miał się zamknąć to przyjaciel by mu to przecież otwarcie powiedział.
- Nie możemy od tak wparować do podziemi z mieczami i zacząć się tłuc - storpedował ten pomysł czarownik, choć po jego głosie Gwaine wyraźnie poznał, że przez chwilę korciła go taka opcja. - Po pierwsze, każdy na tym zamku nas rozpozna, wieści przejdą z ust do ust i trafią do Rycerzy. Ty możesz stracić pozycję, ja wstęp na zebrania. I teoretycznie wiem, że obojgu nam to wisi. Bo ja nie chcę tam siedzieć, a ty i tak zamierzasz ruszyć ze mną w świat, gdy to wszystko się skończy. Tylko, że praktycznie jesteśmy jedynym, co opóźnia Gwen. Nawet nie chcę myśleć o tym, co mogłaby osiągnąć gdyby była otoczona tylko popierającymi ją Rycerzami. Przez nas zmuszeni są do rozmów na więcej tematów, niż sama magia.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...