P. XXVI / MORDRED PRZY OKRĄGŁYM STOLE

154 17 6
                                    

Kilka ładnych godzin i co najmniej dwie błotne bitwy później, Merlin stał ubabrany po łokcie, przed stertą gliny, która z daleka powoli zaczynała przypominać człowieka. Praca była prosta. Nawet przyjemna. Nie wymagała od niego  żadnego myślenia, planowania. Żadnego udowadniania komukolwiek czegokolwiek. Był on, jego najlepszy przyjacel i kawałek gliny, nad którym pracował. Mógł skupić się na tym żeby przyszły golem wyglądał możliwie najpodobniej do Mordreda. Mógł skupić się na tym, że glina pod jego palcami wyadwała się zimna i mokra, ale wcale nie była przez to nieprzyjemna. Przez chwilę mógł oddać się w pełni fizycznej pracy i na chwilę mógł zapomnieć o okolicznościach, w których się znalazł. Ot, w pełni zanurzyć w tej jednej, krótkiej chwili. A jednak to powrót z tego momentu zawieszenia przypominał zderzenie z lodowatą wodą. I najwidoczniej Gwaine nawet po tylu latach potrafił czytać z niego, jak z otwartej księgi, bo w sekundę wychwycił kolejną zmianę jego humoru.

- Merlinie wszystko w porządku? - spytał spokojnie, próbując zachować lekkość tonu pomimo szczerzego zmartwienia.

- Zaczynasz brzmieć jak zdarta płyta przyjacielu, zdajesz sobie z tego sprawę? - odpowiedział w pierwszym momencie czarownik, który jeszcze nie był przez chwilę gotowy zmierzyć się z faktem, że nie należą mu się żadne spokojniejsze momenty i że i tak kradnie już czas wszechświatowi na każdy możliwy sposób.

- Zdarta płyta? - Gwaine zrobił taką minę, jakby spróbował nowego posiłku i jeszcze nie był w stanie stwierdzić, czy będzie mu smakował czy nie, ale wyjściowo wolał założyć najgorsze. Merlin pozwolił sobie na krótkie poczucie absolutnego rozczulenia na ten widok.

- Jak bard, który zna trzy piosenki na krzyż, a i tak szturmem zajął scenę w karczmie na całą noc. Teraz nie trzeba już bardów żeby móc słuchać muzyki. Znaczy, poniekąd trzeba, bo ktoś tę muzykę musi stworzyć tak wyjściowo, ale później żeby tej muzyki posłuchać już nie musisz mieć barda w pomieszczeniu, w którym się znajdujesz - zaczął mu tłumaczyć, który mógłby być dla Gwaine'a zrozumiały, ale sam tak szybko zaplątał się we własnych słowach, że wyjściowo uznał, że po prostu kiedyś pokaże to wszystko przyjacielowi na żywym organiźmie, a nie tylko będzie ograniczał się do opowiadania.

- Powinienem to traktować jako komplement czy obelgę? Bo w zależności od odpowiedzi być może wyzwę cię na kolejny rycerski pojedynek na trawach przed zamkiem. I absolutnie na moją decyzję tu nie ma wpływ pewność dotycząca zwycięzcy tego starcia - oświadczył butnie Gwaine, choć radosna iskierka w jego oczach zadawała kłam jego całej obronnej postawie.

- To tylko stwierdzenie faktu. Po prostu się często ostatnio powtarzasz - uznał czarownik unosząc ręce w geście poddania się i zdając sobie sprawę z tego, że czekało ich jeszcze sporo roboty, a on dopiero zabierał się za umieszczanie ziół w lnianym woreczku, który miał stać się sercem przyszłego golema.

- Bo często ostatnio widzę, że coś wytrąca cię z równowagi. Znaczy, jasne, żeby nie było, wcześniej też to widziałem, ale za naszych czasów obracałeś wszystko w żart do tego stopnia, że wolałem nie ingerować i nie zadawać zbędnych pytań. Wystarczy znać cię przez jedną bójkę w karczmie i już człowiek wie, że jeśli za bardzo będzie się ciebie naciskać w jakiejkolwiek kwestii to zwyczajnie uciekniesz. Obrócisz się, weźmiesz nogi za pas i znikniesz za horyznotem. No chyba, że chodzi o ten cały Albion, bo wspominałeś o tym parę razy, ale to zgaduję trochę inny kaliber. Masz wątpliwości co do wypuszczenia Mordreda? - Gwaine zadał to pytanie w lekki sposób. Oczywisty wręcz. Kierujący uwagę na dobrobyt Artura. Pytanie, które nie stawiało Merlina nigdzie obok światła głównej sceny. A jednak Merlin doskonale wiedział, o co tak naprawdę Gwaine go pytał.

- Za dobrze mnie znasz, wiesz? - spytał z ciężkim westchnięciem, nim kwbrew własnemu rozsądkowi, postanowił udzielić prawdziwej informacji. Nawet jeśli Gwaine miałby zacząć się śmiać, że to on sam brzmi teraz jak zacięta płyta. -  I nie. To nie tak, że mam wątpliwości co do uwolnienia Mordreda. Wiem, że powinienem je mieć, bo jednak nie każdy i nie codziennie daje radę śmiertelnie zranić króla, ale po prostu wiem, że w głębi jego duszy kryje się dobro. I że może gdybym go nie zawiódł to uniknęlibyśmy sporego rozlewu krwi.

Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz