P. LII / WŁASNA BIBLIOTEKA

70 11 0
                                    

Merlin zdecydowanie przeliczył się w kwestii tego, jak wyglądał porzucony i praktycznie zapomniany pokój w jego mieszkaniu. Wystarczyło tylko otworzyć zbyt gwałtownym ruchem i na oścież drzwi by chmara kurzu wzbiła się w powietrze i wżarła się w ich płuca z miejsca powodując kaszel. O całych wieżach trzymających się na siłę przyjaźni rzeczach czy o ewidentnie wsuniętych na skraj pomieszczenia nawet bez wchodzenia do niego, ot tylko by drzwi dało się zamknąć pudłach nawet nie mówiąc. Na szczęście z jednym z tych aspektów mogli poradzić sobie bez większego zachodu. Oczy czarownika rozbłysły na złoto, gdy za pomocą magii otworzył okno i wywołał niewielki wiatr, który trochę przewietrzył przestrzeń, w której mieli pracować.

- Masz na to jakikolwiek pomysł Merlinie? - spytał Gwaine, który absolutnie w tym pomieszczeniu nie widział jeszcze żadnego potencjału. Ba, nie widział jeszcze jakim cudem mieliby przedostać się przez pierwszą pudlaną barykadę, która znajdowała się najbliżej wejścia, bez uszkodzenia jej albo siebie.

- Właśnie kalkuluję, czy mam miejsce gdziekolwiek żeby po prostu to przerzucić i uznać, że to problem na następny dzień - mruknął niezadowolony czarownik po czym przypomniał sobie, że przecież wrócił do współczesności i do zupełnie innych oczekiwań jakie ludzie mieli względem miejsc, w których zbiorowo mieszkali. - Sąsiedzi mnie pokochają za hałas o tej godzinie. Cóż, przejąłbym się, ale mogą to potraktować jako rewanż za wszystkie imprezy, które urządzali do nieludzkich godzin bez uprzedzenia.

Morgana nie uczestniczyła w konwersacji. Była zbyt zajęta rozglądaniem się po sporej wielkości pokoju, który miał stać się przestrzenią przeznaczoną tylko dla niej. Dziewczyna delikatnie podnosiła skrawki prześcieradeł i przyglądała się zbyt prostym meblom, które były pod nimi ukryte. Pendragon ostrożnie stawiała krok za krokiem, prawie jakby spodziewała się, że coś zaraz na nią wyskoczy. Doprowadzenie tego pokoju do porządku, czy chociaż do pustki, w której mogli jakkolwiek operować wydawało jej się karykaturalnie ogromnym zadaniem. Zresztą, jak ona i Gwaine mogli pomóc? Nie wiedzieli, co będzie ważne dla czarownika. Nie wiedzieli co i gdzie wyrzucić. Co przełożyć. Co było ważne, a co było śmieciem. Morgana przechadzając się po tym pomieszczeniu zaczęła powoli uświadamiać sobie, że sposób wychowania zrobił z niej praktycznie życiową kalekę. Gdyby teraz miała znaleźć się w świecie bez podwładnych, służek czy kucharzy i rycerzy, absolutnie by sobie nie poradziła. Nie wiedziała nawet gdzie i jak zacząć tak prostą czynność, jaką było sprzątanie. A co dopiero z gotowaniem. Z dość ponurych rozmyślań wyrwał ją dopiero głos Merlina.

- Wiem, że będziemy chcieli stworzyć tu przestrzeń idealną dla ciebie, ale na wszystkich istniejących kiedykolwiek bogów, nie będziemy zostawiać mebli z Ikei - oświadczył Merlin ze śmiechem. - Dałem się porwać trendom i kupiłem kilka sztuk, ale w moich oczach ich budowa jest zbyt prosta. Zbyt pozbawiona duszy. Dlatego też wylądowały tutaj czekając aż poszukam na nie jakiegokolwiek kupca po zaniżonej cenie. A że nigdy się jakoś do tego nie zebrałem to już zupełnie inna kwestia.

- Czym jest Ikea? - spytała Morgana w duszy zgadzając się z opisem czarownika. Meble, które kryły się pod prześcieradłami były białe, proste i bez żadnych zdobień. Wydawały się nijakie, chłodne i odpychające, a Morgana nie wyobrażała sobie być nimi otoczona na dłuższą metę. Czy na jakąkolwiek metę tak szczerze mówiąc.

- Sklepem. Kiedyś go wam pokażę - obiecał Merlin zacierając ręce. - Przede wszystkim to wypadałoby wiedzieć, co byś chciała w tym pokoju widzieć. Zakładam, że raczej nic wiążącego się z Camelotem, bo to jednak ma być czysta karta dla Ciebie. Choć jeśli się mylę to oczywiście mnie popraw.

- Nie mylisz się - oświadczyła cicho Morgana i nawet Gwaine'owi trochę ukruszyło się w tamtym momencie serce.

Nie złamało, co to, to nie. Rycerz doskonale pamiętał o tym, że Pendragon wywołała wojnę domową, w której jakby nie patrzeć umarł. Że wielokrotnie atakowała samego Merlina, który był mu przecież tak drogi. Ale Gwaine posiadał w sobie pokłady empatii, których chyba nikt poza jego najlepszym przyjacielem, się po nim nie spodziewał. Dlatego tak, jak rozumiał, że on sam nigdy nie potrzebował konkretnego miejsca, tak, jak wiedział, że wszystkie swoje sentymentalne bibeloty był w stanie spakować do jednego kufra i ruszyć dalej i tak, jak wiedział, że dopóki otoczenie było względnie estetyczne to doskonale się tam odnajdował. Tak doskonale wiedział, że Morgana miała pełne prawo posiadać dokładniejsze wytyczne względem tego, jak miała prezentować się przestrzeń, w której dziewczyna mogłaby czuć się komfortowo. I Gwaine zdawał sobie sprawę z tego, że odtworzenie jakiejkolwiek przestrzeni z jej przeszłości prawdopodobnie nie spełniłoby swojego celu, a tylko sprawiło, że Pendragon zamknęłaby się jeszcze bardziej w sobie.

Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz