- Powiedz Merlinie, jaki jest tam na zewnątrz? - spytał Gwaine stawiając z hukiem kolejne dwa kufle na ich stole i siadając na swoim miejscu z takim rozpędem, że nieomal się przewrócił. Natychmiast jednak rozsiadł się, poprawiając niesforne włosy i udając, że od początku właśnie takie wrażenie zamierzał zrobić. - W sensie teraz. Który dokładnie mamy rok? Sam nawet nie do końca wiem, o co dokładnie pytam, bo absolutnie brakuje mi słów, ale wiesz. Tak w porównaniu z Camelotem. Co lubisz, czego nienawidzisz. W sumie wszystko mi opowiedz.
Czarownik chwycił kufel w dłonie i zapatrzył się w mętną ciecz. Doceniał zmianę tematu. Doceniał to, że nawet po tak długim czasie Gwaine i tak czytał z niego jak z otwartej książki i zauważył, że opowiadanie o wikingach poza wesołymi wspomnieniami przyciągnęło też sznur tych smutniejszych. Tych, o których Merlin nawet po pijaku nie chciał jeszcze rozmawiać. Jeszcze nie osiągnął tego poziomu komfortu żeby w pełni się przed kimś otworzyć, bo przecież mimo tego, że nosił w sobie historie ze zdawać by się mogło kilkuset żyć, wciąż niektóre tkwiły mu cierniem w sercu, mimo tego, że zakochał się niejeden raz, nigdy wcześniej z nikim poza Freyą nie rozmawiał o szczegółach własnego życia i zwyczajnie wydawało mu się to w pewien sposób niepokojące. Nie "niewłaściwe", bo Merlin miał wrażenie, że przy Rycerzu takie słowo zwyczajnie nie istniało, ale po prostu niepokojące. Jakby zmuszało go to do poważniejszej konfrontacji z samym sobą, na którą jeszcze nie był gotowy. W końcu miał powody do rzucenia na samego siebie czaru pamięci by móc w ogóle ze sobą żyć na co dzień bez przytłaczającego poczucia winy i chociaż był pewien poziom szczerości, którą można było usprawiedliwić odpowiednio wysokim stężeniem alkoholu we krwi, nawet Gwaine mógł mieć jednak jakieś granice tego, co zamierzał w przyjaciołach tolerować. Ale czy opowiadanie o współczesnym świecie było jakkolwiek mniej bolesne?
- Jak jest poza Camelotem? - spytał czarownik uśmiechając się lekko i nie wiedząc od czego powinien zacząć. - Nie chcę ci za dużo powiedzieć tak szczerze mówiąc, bo jeśli rzeczywiście ruszysz ze mną, gdy cały ten bajzel się skończy to chciałbym żebyś doświadczył wszystkiego sam i żeby to wszystko było możliwie najbardziej autentyczne. Ale współczesny świat wydaje się jednocześnie być najbardziej skomplikowanym miejscem, w jakim przyszło mi żyć, a jednocześnie najprostszym. Jest dużo kontrastów, skrajności i nieścisłości, ale pod koniec dnia tak można opisać każdą epokę. Świat ma szansę na bycie absolutną jednością, gdzie z łatwością możesz porozmawiać z kimś, kto znajduje się po jego przeciwnej stronie, ale jednocześnie ludzie mają tendencję do unikania się. Każdy trzyma w dłoniach urządzenie, które zawiera dostęp do największych bibliotek świata, gdzie mógłbyś dowiedzieć się jak zniszczyć albo uratować wszystkich, ale większość wykorzystuje to urządzenie do oglądania śmiesznych obrazów. Z jednej strony wszystko jest niesamowite, bo budynki zdają się przecinać niebo, a droga prowadzi cię dalej, niż potrafiłbyś sobie to wyobrazić, ale im bardziej popycha się do przodu ten postęp, tym bardziej traci na tym natura. Świat poza Camelotem jest po prostu skomplikowany. Ale w ten komplikacji jest pewna prostota. Masz ramę, wewnątrz której musisz albo możesz operować. I jakoś łatwiej się żyje. Chociaż nie wszystkim oczywiście, bo kiedyś dyskryminowano za magię, ale ludzie zawsze znajdą powód żeby zdeptać kogoś z własnego gatunku.
- Gdyby nie ładunek emocjonalny i poczucie obowiązku czy krzywdy, które kojarzą ci się z Camelotem, lepiej czułbyś się tutaj czy tam? - spytał szczerze zainteresowany Gwaine, dobitnie uświadamiając sobie w tamtej chwili dwie rzeczy.
Po pierwsze, chłopak, który przed nim siedział, może i wyglądał jak Merlin. Może miał ten sam głos, ten sam śmiech i te same radosne iskierki w oczach, które pojawiały się wybitnie rzadko, ale gdy już to robiły to Rycerz miał wrażenie, że robiły to z taką siłą, że mogłyby oświetlić wszechświat. Ale to nie był Merlin. Nie "jego" Merlin przynajmniej. I nie chodziło tylko o wiek, doświadczenie i zmęczenie widoczne w oczach chłopaka przez większość czasu czy fakt, że próbował dystansować się od absolutnie wszystkich, których niegdyś uważał za bliskich. Gwaine sam przed sobą nie do końca wiedział, jak wytłumaczyć to dziwne uczucie, ale miał wrażenie, że między nim a czarownikiem powstała niewidzialna bariera, której nijak nie mógł obejść, przeskoczyć ani zniszczyć i gdzieś w głębi serca był przez to przerażony.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...