P. XV / POMOC GAJUSZA

485 60 9
                                    

Merlin kupił sobie jeszcze jedną kawę. Spytał Artura, czy ten również ma ochotę, ale gdy blondyn odmówił, zostawił go po prostu na chwilę na ławce na niewielkim skwerku niedaleko ich zaparkowanego auta i kawiarni, po czym truchtem przebiegł się po ulubiony trunek. Nie miał jeszcze ochoty wracać. Chciał jak najdłużej zostać w tym przypadkowym, niewielkim mieście, gdzie mógł być nikim. Gdzie nikt go nie znał, gdzie nie czekała na niego partnerka, która może nie powie mu tego w twarz, bo szanuje jego prywatność, ale w głębi duszy będzie chciała wiedzieć, co się stało. Gdzie nie czeka na niego cały lud, który magicznie skurczył się do mniej, niż czterystu osób, bo większej ilości po prostu nie objęło zaklęcie, którego nie był nawet świadom, a który przecież musiał uratować. Przy swoim drobnym narzekaniu Merlin wiedział jednak jedno. Nie potrafiłby żyć otoczony takim spokojem. Otoczony sąsiadami, których znał wszystkich, z jedną kawiarnią, biblioteką i dwoma spożywczakami na głównym rynku. Potrzebował zgiełku miasta, bo chociaż on dawał radę na chwilę uciszyć jego wciąż biegnące dokądś myśli.

A jednak w tym konkretnym momencie, gdy zjechał nieco na ławce, wygodnie się na niej rozsadawiając i przymykając oczy, by cieszyć się promieniami słońca, które wpadały przez pełne liści korony drzew. Artur obserwował przyjaciela, jakby zobaczył go pierwszy raz w życiu. I w sumie trochę tak się czuł. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział go tak spokojnym. Wątpił, czy kiedykolwiek go takim widział. Ostatnimi czasy czarownik ewidentnie był rozdarty i nie wiedział, jak ma się przy nich wszystkich zachować. A wcześniej, coś zawsze ciążyło Merlinowi. I nawet on to widział. Wtedy nie wiedział o całej przepowiedni, o Albionie i magii przyjaciela. Teraz niby wiedział, a i tak nie czyniło to niczego w jego życiu łatwiejszym czy prostszym. Ale przynajmniej mógł docenić tę krótką chwilę, gdzie po prostu byli gdzieś razem, rozmawiając, żartując, śmiejąc się. Będąc po prostu ludźmi bez narzuconych norm społecznych czy hierarchii. Artur naprawdę żałował, że nie mogli w ten sposób spędzić całego życia.

- Wolisz takie miejsca, czy to miasto, w którym mieszkasz? - spytał w którymś momencie Artur, szczerze zaciekawiony.

- Zdecydowanie Londyn - oznajmił bez wahania Merlin, z lekkim uśmiechem, wciąż nie otwierając oczu i rozkoszując się wolnym popołudniem. - Takie miejsca są dla mnie chyba po prostu za nudne. Przeżyłem stulecia jako pustelnik, przeżyłem stulecia w małych miejscowościach i stulecia w miastach, które wtedy wydawały się ogromne, a które dziś są niewielkie i tych, które do dziś są po prostu nie do objęcia rozumem. I gdybyś zadał mi to samo pytanie w innym czasie to gwarantuję Ci, że odpowiedź byłaby diametralnie inna. Kiedyś nawet lubiłem spokój. Bardzo dawno temu. Odnajdywałem się w takich niewielkich miasteczkach, żyjąc każdego dnia tą samą rutyną i udając, że wcale powoli mnie to nie zabija. Udawałem tak dobrze, że byłem w stanie oszukać w tej kwestii samego siebie, choć to akurat może być sprawa tego, że po prostu chyba chciałem zostać oszukany. Ale spokojna okolica daje zdecydowanie zbyt czasu na wędrówki myśli. Coś, co rzadko zdarza się w dużym mieście. Londyn ma to do siebie, że zawsze jest pełen życia. Neony, światła, uliczne latarnie, przejeżdżające samochody, spieszący się wszędzie ludzie. Można się skupić na tym, co Cię otacza. Nie musisz myśleć o tym, kim jesteś. A jeśli to Ci się nie podoba to możesz stworzyć siebie na nowo. A przynajmniej tę fasadę, którą będziesz pokazywał ludziom. To przynosi ukojenie, którego nie sposób wytlumaczyć.

- A jednak teraz z własnej woli zatrzymałeś się tutaj, a nie jechałeś aż do Londynu - zauważył spokojnie Artur.

- Nie mamy czasu żeby pojechać teraz do Londynu. Musimy być w stanie w miarę szybko wrócić do Camelotu w przypadku najgorszego, a naprawdę wolałbym uniknąć tworzenia portalu. Zresztą, teraz jesteś Królem. Nie masz czasu żeby tak uciekać. Masz na głowie za dużo obowiązków. Odbudowa państwa, nawet tak niewielkiego, jakim obecnie jest Twoje to i ogromna odpowiedzialność - odparł czarownik, otwierając oczy tylko po to by z niewielkim uśmiechem obserwować przechodzących obok ludzi, którzy po prostu cieszyli się swoimi życiami.

Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz