Morgana i Gwaine spojrzeli na Merlina z tak ogromnym szokiem wymalowanym na twarzy, że chłopak aż poczuł się w obowiązku odłożenia noża i widelca, którymi próbował nałożyć sobie sajgonki na talerz. W końcu jakby nie patrzeć czekała go poważna rozmowa. A im szybciej mógłby ją odbyć, tym szybciej mógłby w końcu skupić się na tym, czego jego serce pragnęło najbardziej. Czyli najpierw na sajgonkach, a później na kurczaku tikka masala, który coraz bardziej kusił go tak zapachem, jak i wyglądem.
- Przyznam szczerze, że teraz to już w ogóle się pogubiłam - przyznała szczerze Morgana patrząc to na Gwaine'a, to na Merlina, jakby sama nie wiedziała, z której strony szybciej może spodziewać się odpowiedzi. - To źle, że nie zapomniałam zasad i reguł dobrego wychowania?
I w momencie, w którym czarownica przedstawiała sprawę w ten sposób to każdy, kto posiadał choć dwie działające szare komórki w mózgu, musiał się z nią zgodzić. Posiadanie dobrych manier nie powinno przecież być czymś złym. Czymś przedawnionym w jakikolwiek sposób. Tylko, że czasy się zmieniały. A razem z nimi zmieniało się też to, co uważano za kulturalne i co wobec kogo się stosowało. A co odeszło w zapomnienie wieki wcześniej.
- To źle, że nie zapomniałaś zasad i reguł dobrego arystokratycznego i zamkowego wychowania - poprawił ją z miejsca Merlin starając się dokładniej określić źródło problemu.
Bo w samej kulturze wypowiedzi czy szacunku do innych nie było niczego złego. Ale zamkowe wychowanie wiązało się z nieintencjonalnym uciekaniem się do tonu pełnego wyższości. Do pewnego, tak w przenośni jak i dosłownie, zadzierania nosa czy brody. Zamkowe wychowanie wiązało się z rozkazywaniem ludziom i wymaganiem czegoś od nich, gdyż znajdowali się niżej w hierarchii od ciebie samego. Zamkowe wychowanie wiązało się z możliwością używania takich słów, jakich tylko się chciało, bez zastanawiania się czy spotkają cię za to jakiekolwiek reperkusje z czyjejkolwiek strony.
Zamkowe wychowanie wiązało się z pewnym typem zachowań, które obecnie postrzegano jako księżniczkowe. Tylko, że w obecnych czasach nie oznaczało to wyniosłości i postawienia na piedestale, ale raczej kogoś niesamowicie rozpieszczonego i nieprzyjemnego w obyciu.
- To chyba wciąż lepsze wychowanie, niż bycie głośnym, pijanym pajacem - prychnęła z niedowierzaniem Morgana cały czas siedząc wyprostowana i nie kładąc łokci na stole. Różnica między jej słowami, a przybraną przez nią pozą była tak kuriozalna, że idealnie obrazowała obawy Merlina. - Bez obrazy - dodała po chwili Morgana w stronę Rycerza, gdy zorientowała się, że obraziła przyjaciela czarownika.
- To najlepszy komplement, jaki mógł powiedzieć mi ktoś z berłem w tyłku wsadzonym tak głęboko, że jego kryształ widać przez czyjeś usta - odparł na to jedynie Gwaine ze śmiechem i wzruszeniem ramion, co tylko dodatkowo zirytowało Morganę.
Faktem było, że Gwaine miał za sobą szmat życia. I doskonale czytał ludzi. A Morgana, która nigdy nie była otoczona szczerością, w banalnie proste sposoby dawała się wprowadzić w najgłupsze słowne pułapki. Na jej niekorzyść działał też fakt, że Gwaine usłyszał już pod swoim kątem wszelkie możliwe obelgi od praktycznie każdego możliwego napotkanego człowieka. Dopóki nie obrażali go ludzie, na którym mu zależało, dopóty po Rycerzu słowa te spływały niczym woda po kaczce. A Gwaine miał stuprocentową pewność, że Merlin pewnych słów w jego stronę nigdy nie wypowie.
- I wulgarnym - dodała ze sztucznym i nieprzyjemnym uśmiechem Morgana teatralnie przekrzywiając głowę. - Zapomniałam o "wulgarnym".
Merlin zdawał sobie sprawę z tego, że na praktycznie każdym kroku tworzył mieszankę o wybuchowej zawartości. Czy miała to być tylko kwestia klasowa, czy kwestia wychowania, funduszy, poglądów, zachowań, słów czy historii - Morganę i Gwaine'a dzieliło praktycznie wszystko, co tylko mogło. A łączył ich jedynie Merlin i zaoferowana im możliwość wyniesienia się z Camelotu.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanfictionMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...