Ku zdziwieniu ich obojga, nie natknęli się na praktycznie żadne problemy. Tłumacząc się sprawą królewskiej wagi zwinęli z pomieszczeń gospodarczych kilka wiader razem z belkami i sznurami, by najpierw zająć się kwestią przeniesienia wody. Merlin musiał przyznać, że się zapomniał. Zdarzało mu się to tylko w towarzystwie przyjaciela, jakby Gwaine był jakąś ponad naturalną istotą, która przełączała jeden pstryczek i nagle wszystkie problemy Merlina stawały się jakieś takie odległe i nieważne. Bo przecież mieli zadanie. Musieli uratować Mordreda, potem musieli wykorzystać go żeby jakoś uratować Morganę, a w międzyczasie musieli jakoś rozwiązać sprawę druidów zamieszkujących pobliski las. Do tego Merlin musiał jakoś wymyślić, jak uchronić Camelot przed współczesnym światem, który tylko czyhał na by zrobić z niego internetową sensację. A gdyby tego wszystkiego było mało to jeszcze musiał jakoś poradzić sobie z Gwen, Rycerzami i wszystkimi problemami, z którymi obecnie mierzył się po wojnie Camelot. Roboty miał na kilka następnych wieków, a czasu zdecydowanie mniej.
A mimo tego wszystkiego, gdy tylko Gwaine zdjął buty żeby wejść do strumienia by nabrać wody prosto ze znajdującego się niedaleko niewielkiego wodospadu, Merlin użył magii gwiżdżąc cicho, patrząc w zupełnie inne miejsce i udając absolutne niewiniątko. I tylko jego połyskujące na złoto oczy były potwierdzeniem tego, że to nie Gwaine sam z siebie poślizgnął się na przypadkowym rzecznym kamieniu, ale że został przewrócony żeby upaść na cztery litery z głośnym stwierdzeniem sprzeciwu i bólu. Wiadro samo z siebie uznało, że odejmie z tej sytuacji resztkę powagi i spadło z głośnym trzaskiem prosto na głowę Rycerza, wylewając z siebie resztki zawartości i sprawiając, że Gwaine był przemoczony od stóp do głów. I o ile wcześniej Merlin dał radę utrzymać poważny wyraz twarzy, o tyle w tamtym momencie wybuchnął głośnym i szczerym śmiechem. Gwaine pierwotnie łypiący na niego z irytacją spod uniesionego nieznacznie wiadra, ostatecznie spojrzał na przyjaciela z rozczuleniem. Nie widział Merlina tak rozluźnionego od kiedy chłopak wrócił na Camelot. Cóż, może musiał zrobić z siebie idiotę, ale jeśli przez choćby krótką chwilę pomagało to Merlinowi w staniu się zwykłym dwudziestolatkiem, który wydurniał się z przyjacielem, a nie ratował cały świat, to Gwaine był w stanie robić to cały czas.
Nie żeby Merlinowi cała akcja miała ujść na sucho. Co to, to nie. Przeklinając pod nosem tak głośno, że z pewnością słyszano ich aż na zamku, Gwaine nabrał wody w wiadro i chlusnął nią z całej siły w czarownika. I jasne, Merlin mógłby użyć magii żeby woda go nie dosięgła. Mógł użyć magii żeby zatrzymać Gwaine'a jeszcze w strumieniu. Mógł zrobić wiele rzeczy. Tylko, że nie chciał. Chciał dać się porwać chwili. Dlatego przeklął tylko cicho, gdy jego ubrania zamoczyły się. A potem jakimś cudem dał się wciągnąć do strumienia, gdzie Gwaine nieudolnie próbował podciąć mu nogi i jakoś przewrócić go tak, by i czarownik był cały przemoczony. Rycerz poddał się po kilkunastu nieskutecznych próbach i zwyczajnie wyciągnął rękę do Merlina by ten pomógł mu wstać. I czarownik, który zbyt wcześnie uznał swoje zwycięstwo, wpadł prosto w jego pułapkę, orientując się nieco zbyt późno, że przyjaciel przyciągnął go do siebie całą swoją wagą i ostatecznie Merlin wylądował siedząc w wodzie z nieznacznie opuszczonymi ramionami. Korzystając z rozkojarzenia przyjaciela Gwaine przypuścił kolejny atak, uderzając w powierzchnię wody otwartą dłonią i kierując rozbryzg w stronę Merlina, który próbował jakkolwiek zaczesać do tyłu mokre włosy, które irytująco wpadały mu do oczu.
Merlin nie potrafił przestać się śmiać. Cała sytuacja była tak pozbawiona trosk, że wydawała mu się aż nierealna. Ot, wydurniał się z przyjacielem. Zwykłe, ciepłe popołudnie, gdzie słońce grzało, gdzie stali po pas w wodzie w przypadkowym strumieniu, zmoczeni od stóp do głów i śmiejący się z całej tej sytuacji. Gdzie problemy i ludzie byli daleko, a natura blisko. Czarownik chciałby móc zatrzymać ten moment na całą wieczność. Ale świat nie bywał dla niego na tyle łaskawy. Może kiedyś. Może za parę lat, jeśli Gwaine rzeczywiście nie przestraszy się jego mrocznej historii, znajdą się wiele kilometrów dalej w podobnej sytuacji. I może wtedy nie będą musieli przerwać, bo czas postanowił nieustraszenie upływać, mimo wszystkich pragnień i próśb Merlina żeby tego nie robił. Jakimś cudem udało im się nabrać ostatecznie wody do wszystkich ośmiu wiader, które przywiązali do drewnianych belek, które zarzucili sobie na ramiona. I przez pierwsze trzy kroki Gwaine próbował gwiazdorzyć, że on da radę to unieść, że to przecież lekkie, ale wystarczył niewielki odcinek, gdy szli wzdłuż strumienia do głównej ścieżki, by Rycerz zmienił zdanie i skorzystał z magii Merlina.
CZYTASZ
Merlin - W imię czasów, które nigdy nie nadeszły
FanficMerlin tułał się po świecie przez wiele lat, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Albion przepadł razem ze śmiercią Artura. W pewnym momencie nawet udało mu się z tym pogodzić. Ba, zaczął nawet powoli zapominać, kim był i kogo znał. Tak przynajm...